Są takie ubrania, które kiedyś można było znaleźć w każdej szafie. I nie mam na myśli słynnej bazy, o której wszyscy mówią, ale której nikt tak naprawdę w stu procentach nie odnalazł, lecz raczej o tych elementach, które pamiętamy z dzieciństwa czy wczesnej młodości, bo nosiły je nasze mamy czy babcie. Wydawały się oczywiste i zawsze osiągalne. Tymczasem, gdy uruchamiamy po latach wyobraźnię, a wraz z nią pragnienia, okazuje się, że bez pomocy krawca ani rusz. To mogła być sztruksowa spódnica z kieszeniami albo wzorzysta szmizjerka. Albo kraciasty żakiet z szerokimi ramionami. Albo kolorowa bluzka przywieziona z egzotycznych krajów. Z jakiegoś powodu to właśnie one układały się na sylwetce najlepiej na świecie, deseń przykuwał uwagę na długie minuty, a gdy w domu znajdowało się więcej kobiet, potrafiły budzić konflikty niczym w „Dynastii”. Ostatnio wrażenia powróciły, gdy spotkałam się z Anią Polańczyk, twórczynią marki Polanka. Do swojej ulubionej harmonijnej klasyki projektantka dodała nowe elementy, łączące ją z przeszłością. Kto jednak spodziewa się kolejnych zwrotek pieśni pt. „Vintage”, będzie w dużym błędzie.
Te rzeczy z przeszłości, wyciągnięte z szafy po latach, zwykle okazują się zaskakująco uniwersalne. I dokładnie tak jest w przypadku najnowszej kolekcji Ani. Wyłaniają się z odległych dekad trapezowe spódnice zapinane na listwę ozdobnych guzików, szmizjerki podkreślające ramiona, romantyczne koszule ozdobione maleńkimi falbankami. Spokojnie można by je wkleić w archiwalne zdjęcia z lat siedemdziesiątych. Pamiętając jednak, że mówimy o tym rodzaju zdjęć, które mamy ochotę powiększyć palcami jak na ekranie telefonu, tak bardzo są aktualne (miałam ostatnio taką przygodę z analogową fotką swojej mamy, nie wiem, czy powinnam się przyznawać). Ania przyznaje, że zdarza jej się słyszeć od klientek: „Identyczną sukienkę miała moja mama” albo „Nosiłam takie coś w podstawówce”. Zawsze są to jednak przyjemne wspomnienia, towarzyszące odnalezieniu zapomnianego skarbu. A te drobne przyjemności okalają dobrze już znane płaszcze z mieszanek wełny dziewiczej i kaszmiru lub angory. To prawdziwa specjalność Polanki: kilka fasonów o dopracowanym kroju, spełniających swoje zadanie znacznie dłużej niż przez jedną zimę. Z takim składem materiałowym te okrycia sprawdzają się nawet w porządne mrozy.
Skromność, prostota i jakość nie potrzebują krzyczeć, by zostać zauważone. Ja jednak chętnie daję znać o marce, która istnieje już dobrych parę lat, bo zdarza się, że nie mamy pojęcia, ile świetnych historii przemyka nam pod samym nosem.
Fot: Magdalena Kozicka
Modelka: Michalina / Partisan Models
Stylizacja: Ania Polańczyk
Makijaż i fryzury: Ania Kopeć
1 Comment
elf
Bardzo to ładne i trafnie opisane!☺ a takich płaszczu oj brakuje, brakuje!