Święta rzeczy najróżniejszych, adaptowane z bliższych lub dalszych kultur, którym zwykle towarzyszy zalew kiczowatych gadżetów, z roku na rok budzą we mnie więcej niechęci niż zachwytów. Na szczycie czarnej listy bezkonkurencyjnie plasują się Walentynki i góra bezużytecznych przedmiotów w kształcie serca. Chwilę po czternastym lutego leżą coraz bardziej smutne na sklepowych półkach i nawet przecenionych nikt nie chce. Podobnie z Halloween i tymi wszystkimi dyniowymi potwornościami, które o tyle przewyższają serca, że na upartego mogą się przydać w karnawale. Marketingowe szaleństwo już dawno dopadło nawet najbardziej tradycyjne daty jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc, kusząc złotymi zajączkami, puszystymi kurczakami czy oczywistym niby, a jednak doprowadzonym na skraj możliwości, niepotrzebnym, wręcz barejowskim wycinaniem iglastych drzewek. Jest jeden wyjątek, wciąż w Polsce nieobecny, a szkoda, bo z pewnością złagodziłby znacznie moje estetyczne przemęczenie.
Hanami to japońska tradycja oglądania kwiatów, której szczyt przypada na okres kwitnienia drzewek wiśniowych. Wtedy w Japonii odbywa się Święto Sakury (sakura to po japońsku kwiat wiśni). Nie ma jednej konkretnej daty, wszystko zależy od pogody i tego, kiedy rozkwitną pierwsze pąki. To dla Japończyków na tyle istotne, że co roku meteorolodzy opracowują mapę sakura-zensen, czyli frontu kwitnienia wiśni, który prezentowany jest wraz z prognozą pogody w telewizji. Zwykle pierwsze kwiaty pojawiają się pod koniec lutego na Okinawie, by w maju zakończyć na północnej wyspie Hokkaido. Rodzajów drzew jest mnóstwo, kwiatowa gama kolorystyczna od bieli do intensywnego różu, co roku obiecuję sobie, że wreszcie tam dotrę o tej porze, na razie muszą wystarczyć zdjęcia oraz informacje przekazywane przez znajomych. Do czego dążę? Jest to święto, które absolutnie niczego nie wymaga. Wystarczy patrzeć. Owszem, zdarzają się imprezy z sakurą w tle, a sake w roli głównej, hanami często też towarzyszy rozpoczęciu roku szkolnego, a nawet ma swoją nocną wersję w popularnych parkach, połączoną ze spożyciem alkoholu czy puszczaniem papierowych lampionów. Głównie jednak podziwianie kwiatów angażuje zmysły, nie portfele (przynajmniej teoretycznie, ale o tym za chwilę).
Sam symbol kwiatu wiśni jest związany z wizerunkiem Japonii nie mniej niż wachlarz, żuraw origami, machający kot czy kimono. Z jednej strony to spojrzenie stereotypowe, z drugiej pielęgnowane przez samych mieszkańców kraju. Pięciolistny, zazwyczaj różowy z żółtym lub złotym środkiem występuje licznie zarówno na tkaninach czy papierach, jak i mniej tradycyjnych, a bardziej popkulturowych nośnikach. Biznes sklepowy wcale sakury nie ominął. Jednak wybaczyć mu można znacznie więcej, bo rzadko kiedy zahacza o kicz, o brzydocie nie wspominając. Ba, jest po prostu piekny. Wraz z wiśniowym frontem pojawiają się dedykowane mu kosmetyki w odpowiednio ozdobionych opakowaniach, pocztówki, artykuły papiernicze, zestawy do samodzielnego namalowania kwiatów, a najważniejsze miejsce na sklepowych półkach zajmują produkty z kwiatem wiśni w składzie lub chociaż na pudełku. Papierowa sakura ozdabia wnętrza restauracji, hoteli czy stacji metra, a plastikowa i ceramiczna – kubki i akcesoria w kawiarniach. Starbucks co roku wypuszcza limitowaną serię napojów oraz towarzyszących im gadżetów: od filiżanek, szklanek i termosów po urocze kartki okolicznościowe. I nawet gdy na Hokkaido opadną ostatnie różowe płatki, my z przyjemnością będziemy z tego wszystkiego korzystać.
Polskie święto wiosny, choć nieustalone do końca, kojarzy się pejoratywnie. Bo albo kogoś topimy (Marzannę, dokładniej rzecz biorąc), albo oblewamy wodą (Lany Poniedziałek), ewentualnie idziemy na wagary albo walczymy o prawa kobiet. Albo to nieprzyjemne, albo zbyt mocne, by wziąć głęboki wdech i kontemplować jakiekolwiek piękno. Wnoszę zatem o pilne sprowadzenie Święta Sakury, tym bardziej że kwitnących wiśni u nas dostatek, i obiecuję kupować dedykowane mu czekoladki, nawet jeśli będą w różowym kolorze.
Tekst ukazał się w magazynie Lounge w marcu 2017. Szkoda, że niewiele się w lokalnej kwestii zmieniło…
Fot. Unsplash, materiały prasowe Starbucks
5 Comments
Bea
W Polsce jest jeszcze noc świętojańska, słabo propagowana, a tak ładna 🙂
A Amerykańskie święta też lubię, mają swój urok 🙂
Ela Kijowska
W zeszłym roku uczestniczyłam w obchodach Święta
Kwitnących Wiśni w Berlinie,a dokładniej w dzielnicy Teltow.Najwiekszym powodzeniem cieszyły się …kiełbaski ,po które ustawiały się kilometrowe kolejki.
modologia
Wyjazd do Japonii, żeby podziwiać kwitnące wiśnie i przepiękne kimona to moje marzenie od lat. I liczę, że w najblższych latach się spełni 🙂
harel
Mam tak samo! I planuję tam pojechać z pustą walizką, którą wypełnię krok po kroku wszystkimi wymarzonymi rzeczami (mam nadzieję, że pozwalają przewozić słodycze ;)).
Kasia
Jak już będę bogata…. 😀 To musi być najpiękniejszy widok na świecie! Podziwiać jak matka natura budzi się do życia 😉