Dawno tu nie było B SIDES HANDMADE. A to dlatego, że marka działa w swoim tempie, całorocznie i zdecydowanie bez pośpiechu. W końcu ręcznie wydziergany sweter można nosić praktycznie w każdym momencie, tym bardziej gdy powstał z peruwiańskiej wełny z alpaki czy merynosa albo mieszanki bawełny z kaszmirem. Fasony nie wychodzą z mody, a otulające formy uzależniają. I potem żadne akryle z sieciówek nie zrobią na nas wrażenia, nawet jeśli będzie je nosić idolka gimnazjalistek (zresztą o czym my mówimy?). Basia Chrabołowska po raz kolejny wyrusza na Podlasie, skąd pochodzi. Wraca w rodzinne strony, gdzie powstawały pierwsze modele swetrów, współtworzone z babcią Eugenią, gdzie wciąż mieszkają jej przyjaciele z dzieciństwa, a w wielu miejscach czas stanął w miejscu. W pozytywnym sensie. Rzemiosło wciąż żyje, kolorowe chaty wciąż prezentują się malowniczo na leśnym tle, zaskakując mnogością inspiracji, jakie może w nich znaleźć miastowy, ciągle gdzieś pędzący człowiek. Podlasie ukształtowało projektantkę, otworzyło ją na inność, zbudowało wrażliwość estetyczną. Basia, prywatnie iberofilka, wyrusza na drugi koniec świata, by odnaleźć równie zaangażowanych rzemieślników i odkryć, że nasze kultury, choć tak odległe, mają sporo cech wspólnych.
Dzianinę przekłada na język współczesny, odczarowuje przykurzony nieco klimat ręcznych robótek, bawi się paletą barw, bacznie obserwując, jak to się robi w Peru, Kolumbii czy Ekwadorze. Nie ma tu ograniczeń, sięga po nieoczywiste połączenia, przywołuje klasyczne, choć zapomniane trochę sploty, jak ścieg ryżowy – charakterystyczny już dla B SIDES – lub ażury, idealne nawet w upalny dzień. Bardziej niż bycie zawsze na czasie pociąga ją funkcjonalność i dystans do trendów. Niezwykła jest sceneria, w której marka swoją najnowszą kolekcję prezentuje. Lokalizacja zgodna z tytułem, obudzona do życia po zimie, pełna kolorów, tradycyjnych zdobień i motywów. Gdy spotykam się niedawno z Basią, rozmawiamy o tym, jak ważne jest podtrzymywanie tradycji. I jak dobrze, że wreszcie stało się modne. W Ameryce Południowej dzieci, wnuki i prawnuki przejmują rzemieślnicze interesy z pokolenia na pokolenie. Niewielkie manufaktury produkują dla światowych marek, na dobrych warunkach, bez wyzysku czy cierpienia. Jak jest w Polsce? Rzecz jest bardziej złożona, ale spora nadzieja w nas – rozumiejących i doceniających te umiejętności, które bez naszego zainteresowania wygasną, prawdopodobnie na zawsze. Takie marki jak B SIDES niosą w sobie podwójną wartość. Nie dość, że oferują piękne, ręcznie wykonane ubrania, to jeszcze dają pracę tym, którzy potrafią je od zera wykonać. Nieprzypadkowe jest pochodzenie wełny – wprawdzie musi pokonać tysiące kilometrów, ale za to jest nieuczulająca i – co najważniejsze dla statystycznego człowieka – nie gryzie. W ten piękny wieczór zostawiam Państwa w beztroskim, wakacyjnym klimacie, pełnym lekkich, dzianinowych sukienek na szerokich ramiączkach, niezobowiązujących swetrów i body (które siłą rzeczy przybywa z odległych lat dziewięćdziesiątych tym samym wehikułem co kwieciste sukienki na guziki czy sztruksowe kurtki – ale to już zupełnie inna historia).
Zdjęcia: Jakub Stanek
Asystent fotografa: Michał Targon
Modelka: Karo Michałowska / Rebel Models
Stylizacja: Marcela Stańczyk / Art Faces Warsaw
Makijaż: Karolina Markowska
Idea i produkcja: B SIDES HANDMADE
Postprodukcja: Maria Bieluszko