Wcale nie tak często pretekst inspiracji ma rację bytu. A to się dopisuje historię po stworzeniu kolekcji, grubo przepłacając tajemniczym autorom, a to wisielczym sznurem uwiązuje do „ponadczasowego paryskiego szyku” czy „wielkiego powrotu kobiecości” (albo, o zgrozo, jedno i drugie). Bywa, że ciężko złapać dystans do własnej pracy – wtedy ma się ochotę pozostawić ubrania bez komentarza, niech bronią się same. Ale wtedy nie dość, że tego nie zrobią, to ktoś może je narazić na ciężką krzywdę, puszczając wodze fantazji na łamach jakiegoś portalu o lepszym życiu i botoksie. Wybaczcie uszczypliwość, ale jestem ostatnio oszołomiona, a czasem nawet znokautowana przepaścią między ubraniami, a ich opisami. Zdarzają się jednak wyjątki, można by stwierdzić, że straszliwie uparte. Bo ile można o tych Włoszech? Ania Kuczyńska może, co sezon, choćby do końca świata i będzie to miało sens. Kraj ten jest jej bliski nadzwyczajnie, organicznie wręcz – to naturalne jak oddychanie czy… jedzenie makaronu.
Ilekroć byłam we Włoszech, tylekroć przywoziłam stamtąd mocne postanowienie sprawienia sobie spektakularnej czarnej sukni, w której będę chodzić od rana do wieczora, niczym najbardziej inspirujące, przypadkowe postaci, spotkane na rzymskich czy florenckich ulicach. Jako pierwszy przybył na ratunek Benetton, ale chwilę później była już Ania – i sezon po sezonie czarne sukienki, proste i efektowne zarazem, w czerni stopniowanej: od kobaltu, przez nocne niebo po wulkaniczny pył. Bawełniana dzianina (gdy jeszcze było jej niewiele), lekko prześwitujący bawełniany batyst, jedwab, japoński dżins i wełna oczywiście – całe spektrum faktur, grubości czy innych cech. Surowce z całego świata od lat przybywają do Polski, by otrzymać lekki i szykowny włoski charakter. Co z resztą kolorów? Obecne, jak najbardziej. Uzupełniają te czarne chmury, atrament i kamienie, dając prześwit błękitnego nieba albo akcent egzotycznego owocu.
„Ammare” na wiosnę lato 2018 opowiada o morzu. A w tle wisi pranie, przywołując skojarzenie z wąskimi uliczkami miast i miasteczek, zdobionych girlandami z prześcieradeł, serwetek oraz nieco bardziej intymnych części garderoby. Kolekcję urozmaicają wspomniane wcześniej kolory, zatem jeden model często możemy znaleźć w czterech opcjach. Aż ma się ochotę na porcję Felliniego, wraz z wachlarzem kobiecych sylwetek, tak u niego ważnych i tak różnorodnych. Proponuję dziś wieczorem włączyć „Amarcord”, by w wyobraźni ubrać Gradiskę w czerwoną szmizjerkę, Volpinę w jej żółtą wersję, Mirandę – wiadomo – w czerń, a panią kioskarkę… no cóż, dla niej jest zarezerwowany błękit, choć długo go nie ponosi.
Fot. Stanisław Boniecki
1 Comment
Ela Kijowska
Piękne !