Pamiętacie niedawny tekst o wsparciu? Pora na drugą jego część. Wraz z marką Triumph przyglądam się, analizuję i opisuję, co widzę. Oni skupiają się na pozytywnych stronach, prezentując w najnowszej kampanii wspólną siłę kobiet. Ja dziś trochę ponarzekam, bo bywa, że uparcie sobie tej siły nie chcemy dawać. Mam sporo szczęścia, bo otoczona jestem wspaniałymi osobami. Gdy przeszłam operację, mogłam liczyć na ogromną ich pomoc – bywało, że nawet w tak błahej sprawie, jak otwarcie lodówki (po operacji piersi nie wolno obciążać ramion). Teraz powoli wchodzę w etap, gdy wszystko mi wolno (co nie znaczy, że mi się chce) i dochodzi do mnie trochę więcej świata zewnętrznego. Wnioski nie są zbyt pozytywne, choć jak zwykle jest nadzieja. W prosty sposób można wiele zmienić. Zastanawiam się, dlaczego z takim trudem to nam przychodzi.
Ach, błoga rekonwalescencja… Gdy już człowiek poradzi sobie z niedogodnościami, okazuje się, że to wszystko jest całkiem miłe. Nie wolno się przepracowywać, nie wolno się męczyć. Za to wolno jeść! Bo przecież w powrocie do zdrowia dieta jest kluczowa. Obudziłam się więc parę miesięcy po operacji z figurą płaczącą za Chodakowską. Co robić? Powoli do celu. Akurat celem nie jest dla mnie kształt Miss Polonia, tylko zdrowa sylwetka. Czasem trzeba poczekać, czasem inne sprawy są ważniejsze. Na swojej drodze spotkałam sporo kobiet, które z tym i owym się zmagały, bywało, że nawet najdoskonalsze ćwiczenia nie spłaszczą im brzucha czy nie ukształtują nóg. Wiecie, co na pewno im nie pomaga? Krytyczne spojrzenia. I taka dziwna presja, naprawdę nie wiem skąd, że mają obowiązek wyglądać doskonale. Słucham głosów o tych kobietach. „Ale jej się przytyło”. „Ale się posunęła”. „Jak można tak o siebie nie dbać?”. Jacy wszyscy jesteśmy mądrzy, jak świetnie wiemy, co się wydarzyło. A może pani przeszła właśnie ciężką operację? Albo ma gorszy czas w życiu? A może właśnie urodziła dziecko i nie śpi? Czyż nie łatwiej byłoby jej dać odrobinę wsparcia? Nie pytać ze sztucznym uśmiechem, co się stało, że tak źle wygląda, tylko: czy możemy coś dla niej zrobić? Specjalnie na potrzeby tego tekstu zaczęłam zaglądać do komentarzy pod artykułami w stylu (wybaczcie słownictwo): „Fit influencerka pokazała swój cellulit”. I wiecie co? Chyba żyję w świecie oderwanym od rzeczywistości, bo wydawało mi się, że łatwiej jest powiedzieć coś pozytywnego (niekoniecznie od razu super miłego), niż tracić energię na mieszanie z błotem. Nie będę tu uprawiać domorosłej psychologii, ale tak na zdrowy rozum: dlaczego podczas gdy sami marzymy o wsparciu, tak uparcie nie chcemy go dawać innym?
Moda musi zejść z wybiegu. Bez tego nie ma większego sensu. Do kogo schodzi? Wiadomo, że nie tylko do idealnych bohaterek zdjęć mody ulicznej. Dlaczego mamy sobie odmawiać zabawy? Bo ktoś zwrócił uwagę, że mamy nie takie uda czy nie takie ręce? A może nie potrafimy tej mody nosić? O tak, dobrze pamiętam wpis na blogu The Sartorialist z 2008 roku, w którym autor przedstawia dziewczynę ubraną zbyt słabo na jego wymagania, ale której postanawia pomóc się odpowiednio wystylizować. Ależ mu się wtedy dostało. O ile mi wiadomo, z metamorfozy nic nie wyszło, jego czytelnicy nie mogli wyjść z oburzenia. Główne przesłanie z komentarzy? Zostaw ją w spokoju, jak będzie chciała, to sama sobie poradzi. Otóż to. Nie jestem za tym, żeby świecić niedoskonałym udem czy cerą z każdego zdjęcia na Instagramie, podobnie jak nie jestem za tym, by prężyć codziennie swój sześciopak, upierając się, że to li i jedynie geny. Ale jeśli ktoś się decyduje to robić, na pewno nie będę próbować umniejszać jego działaniom. Chce? Może? No właśnie. Chcesz nosić rurki w rozmiarze 44? A może workowate sukienki, ukrywając drobne 32? Nikomu nic do tego, choć można odnieść wrażenie, że jest wręcz przeciwnie.
A teraz dziwna historia. Powiecie: lokowanie produktu. A jak powiem: samo życie. Triumph zaproponował, a ja, ciekawsko nadstawiając uszu i innych części ciała się zgodziłam. Nie podejrzewałam takich rzeczy w swojej garderobie. Bielizna modelująca kojarzyła mi się ze specjalnymi okazjami, które swoją wyjątkowością rekompensują cierpienie. Tymczasem zanim się wyda werdykt, warto najpierw spróbować. Podobnie jak z tymi lekko ekshibicjonistycznymi instagramowymi ujęciami, o których powyżej, tak i w świecie rzeczywistym możemy nie mieć ochoty dzielić się z towarzystwem tą czy ową cechą naszego pięknego ciała. Albo najzwyczajniej w świecie kolorem majtek, który będzie uparcie przebijał spod białej lnianej sukienki. Tak właśnie się wydarzyło w moim przypadku. Sukienka przywędrowała od najdroższej Gosi Sobiczewskiej: kolor idealnie ubitej śmietany, splot lnu gęsty, lecz nie na tyle, by okryć tajemnicą to, co pod spodem. Żadne tam obciskające kroje, luźna, swobodna i pięknie układająca się, gdy zebrana w talii paskiem. W roli warstwy zabezpieczającej wystąpiło gładkie body w odcieniu cielistego beżu. Pojawiła się tylko jedna myśl: dlaczego ja tego nie zrobiłam wcześniej? Już słyszę „dobre rady”, że lepiej zdyscyplinować sylwetkę zrównoważoną dietą i wysiłkiem fizycznym. Wiadomo! Ale co, gdy do wielkiego wyjścia pozostał jeden dzień, a nie dwa miesiące? Co z tego, że nie zjem rano rogalika i spędzę godzinkę na macie? Uważam, że idealny strój to taki, o którym nie trzeba myśleć. Czyli: nie poprawiać, nie zastanawiać się czy coś nie odstaje, coś się nie ciągnie, a coś nie prześwituje. Bielizna potrafi zdziałać cuda, dlaczego mamy się od niej odwrócić? A jeśli chodzi o tzw. „shape wear”, Triumph pozostawia konkurencję daleko w tyle. Co więcej, sporo modeli wygląda pięknie solo, żadnych niespodzianek w stylu Bridget Jones i niezapomnianej sceny łóżkowej (dywanowej?) z Danielem Cleaverem.
Drogie panie, macie we mnie sprzymierzeńca. Pamiętajcie o tym, gdy usłyszycie o sobie po raz kolejny coś nieprzyjemnego. Teraz chce mi się śmiać, ale swego czasu wcale mi do śmiechu nie było, gdy po raz kolejny słyszałam uwagi na temat swojego gigantycznego biustu. Na zbyt wiele pozwalali sobie zarówno nieznajomi, jak i znajomi. Tak jakby ta odstająca nieco od normy część ciała dawała przyzwolenie na komentarze, których nikt o zdrowych zmysłach nie wypowiedziałby głośno. A przecież na taki a nie inny kształt miałam zerowy wpływ. Do szału mnie doprowadza, gdy ktoś bezmyślnie chlapie coś o zbyt krótkich albo krzywych nogach, zmarszczkach czy takich a nie innych piersiach. Popatrz najpierw na siebie, drogi człowieku, skoro tak dobrze potrafisz poradzić innym, może byś się wziął najpierw za swoje sprawy? Dlatego tak uwielbiam jogę. Ile ludzi, tyle sylwetek. Każdy ma swoje mocniejsze strony i ograniczenia. Każdy pracuje nad sobą, nie porównując się z innymi. Postanowiłam wynieść ten zwyczaj z sali i otwarcie się nim dzielić. Bo dobrze robi, sprawdźcie sami!
6 Comments
Maja
Ja jestem chuda i nie mam biustu wcale. Oczywiście jestem płaską deską od liceum. Mam ochotę wykrzyczeć ludziom „szanujmy się!”. Dobrze, że jesteś, Harel!!!!!!!!
Magda
Świetny, świetny, wspaniały tekst 🙂 Uściski.
karolina
co za wspaniały tekst. Tego nam brakuje, wsparcia. A najgorsze jest to, że te najbardziej wredne szpile wbijają kobietom inne kobiety…
też mam kompleks dużego biustu, jestem raczej drobnej budowy, w talii 60cm, ramiona chude jak patyki, a biust wygląda jak dwa gigantyczne balony doczepione do klatki piersiowej… i często się wstydzę założyć coś bardziej dopasowanego, bo czuję wszystkie spojrzenia właśnie na biuście. Koleżanki zazdroszczą, ale mnie to cholernie krępuje…
harel
O taaak, kobiety potrafią być dla innych kobiet tak bardzo okrutne. Pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego. Już nie raz byłam nawet nie rozczarowana, tylko znokautowana. Dla równowagi na szczęście trzymam się z takimi, które jeśli mają nawet coś negatywnego do powiedzenia, robią to na poziomie i nie wyżywają się. Temat rzeka…
Kasia L
Fajnie, że o tym napisałaś bo to temat rzeka. Bardzo różnie z tym wsparciem bywa w życiu. Ja na szczęście mam kochaną rodzinę i wspaniałych znajomych dzięki czemu nigdy z żadnym problemem nie zostaję sama.
justyna
Uwielbiam bieliznę modelujacą, ten dyskretny ścisk pozytywnie wpływa na dyscyplinę umysłową 🙂 Pozdrowienia, fajny tekst!