Zaczęłam poszukiwania, ale nie mogę znaleźć. Sweter z samochodem, który jakąś dekadę temu obiegł internet za sprawą prawdopodobnie Ivana Rodica, szerzej znanego jako Face Hunter, był pierwszym projektem Bereniki Czarnoty, jaki zarejestrowałam. Od kilkunastu minut szukam jego zdjęcia w sieci, niesiona nadzieją idącą ze słów: „internet nie zapomina”. Niestety, w tym przypadku chyba ma dziurę w pamięci (oby nie okazało się, że ten piękny sweter pożarły mole!). Uroczy samochodzik przepadł, ale pierwsze wrażenie wciąż pozostało niezatarte. Dlatego zawsze tak czekam na kolejną kolekcję projektantki, która na drutach wyrobiła drogę wielu podobnym markom w Polsce. Oglądałam jej pokazy w Łodzi, marząc o własnym swetrze albo chociaż szaliku. Marzenia dawno spełnione, choć teraz obudzone na nowo, a to za sprawą dziewiątej kolekcji, która właśnie pojawiła się w sprzedaży.
Berenika jest niepowtarzalna i „niepodrabialna”. Jej wyczucie kolorystyczne zaskakuje mnie z każdym razem, podobnie jak kolejne techniki dziewiarskie, przecież dobrze znane, ale do tej pory niewykorzystane w aż tak nowoczesny sposób. Niedawno na Instagramie marki pojawiło się zdjęcie Bjork z okładki płyty „Debut”. Czy to możliwe, że od jej wydania minęło dwadzieścia pięć lat? I jeszcze dziwniejsze: jakim cudem ona wygląda aż tak współcześnie? Na czarno białej fotografii Jeana-Baptiste’a Mondino piosenkarka nosi szary (prawdopodobnie) moherowy sweterek z półgolfem i lekko za długimi rękawami. Ta miękkość pojawia się u Czarnoty nie pierwszy raz, ale dopiero teraz w aż takim natężeniu. Widać ją tym wyraźniej, że wykonanie zdjęć jesiennej kampanii 2018 projektantka powierzyła Inie Lekiewicz. Długoletnia stylistka, która ostatnio zabrała się za fotografię, dobrze wie, jak wydobyć z produktu wszystko, co najważniejsze. Choć do tej pory stała nieco obok obiektywu, miała szansę wiele się nauczyć. To widać. Pełne dynamiki i ruchu powietrza kadry zawsze w centrum mają charakterystyczny dla Bereniki splot. A to ogromny, a to gofrowany, ze sporym udziałem wspomnianego delikatnego jak chmurka (choć może odrobinkę gryzącego) moheru. Projektantka układa kolory w nieregularne bloki lub szerokie pasy, nadmuchuje ich formę i odrobinę przedłuża dekolt czy mankiety. Tak, żeby w każdej chwili można było się otulić i ochronić przed zimnem. Nadmorski krajobraz również jest nieprzypadkowy. Berenika mieszka nieopodal Bałtyku i jeśli śledzicie ją na Instagramie, oprócz przepięknych projektów możecie zauważyć pewnego czworonożnego jegomościa rasy Corgi oraz sporo pięknych miejsc, w których biega za patykami. Jego właścicielka zawsze jest wspaniale ubrana, nierzadko we własne pomysły, że tak się wyrażę.
Gdy pierwszy raz popatrzyłam na te zdjęcia, pomyślałam: „Cała Berenika”. Autorki nie da się pomylić z nikim innym, a jednocześnie wciąż serwuje coś, czego wcześniej jeszcze nie było. Ta opowieść trwa, ma swoje nieśpieszne tempo. Wspaniałe jest to, że dopóki włóczki starczy, można zamawiać także projekty archiwalne. Choć ja bym się jednak skupiła na najnowszych, podkreślając po raz kolejny, że za taką robotę warto zapłacić i mieć w szafie jedno arcydzieło zamiast dziesięciu podróbek.
Fot. Ina Lekiewicz
Modelka: Fiona McCormick
2 Comments
bluuu
Obłędne swetry!
Ceny niestety też…
anna
no właśnie to gryzienie…choćby najmniejsze doprowadza mnie do….nienoszenia 🙁