Paterns Family

Do wychowania dziecka potrzeba całej wioski – rozmawiamy o tym powiedzeniu pewnego słonecznego dnia w warszawskiej knajpce Między Nami z Kasią Lamik, jedną z założycielek marki Paterns (drugą jest jej siostra Iza). Bardziej aktualne niż kiedykolwiek, gdy rodziny potrafią być rozsiane po całym świecie albo gdy tworzymy sobie nową rodzinę, może bez więzów krwi, ale za to silnie związaną uczuciowo. Mama, tata, babcia dziadek, siostra, brat, ale też przyjaciele, sąsiedzi i znajomi – wszyscy biorą udział w tej historii. Z daleka lub z bliska, raz na trzy tygodnie lub codziennie, bez względu na odległość czy częstotliwość spotkań, na tych ludzi zawsze można liczyć. Sporo pozytywnej energii i pięknych historii w 2017 roku przerodziło się w Paterns – markę rodzinną pod wieloma względami. Że założoną przez siostry, to już wiemy. A zainspirowaną między innymi przez ich mamę, która sama szyła im ubrania w latach dziewięćdziesiątych. Oraz… maleństwo o imieniu Janka. Gdy pojawia się dziecko, chyba automatycznie jego rodzice poszukują dla niego wszystkiego, co najlepsze, najzdrowsze, najbezpieczniejsze. I tu czas na naszą główną bohaterkę: wełnę z merynosa, surowiec o niezwykłych właściwościach. Ale nie tylko pod postacią grubej, klasycznej dzianiny. Obok swetrów, szalików czy czapek w Paterns sporo miejsca zajmuje merino tkane, z dodatkiem jedwabiu. Odczarowuje mit wełny jako tej do noszenia tylko zimą (w sumie czy ktoś jeszcze ma wątpliwości?). A przede wszystkim zaskakuje zaprojektowanymi przez Kasię deseniami, bardzo mocno inspirowanym Japonią.

Paterns nie dzieli pokoleń, tworzy dla wszystkich. W ofercie znajdziemy ubrania dla najmłodszych (i to takich naprawdę malutkich) i trochę starszych. Pośród uniwersalnych fasonów odnajdzie się zarówno babcia, jak i wnuczka. I panowie, bo o nich Paterns dba równie dobrze. To rzeczy bardzo proste, skrojone dla wygody, przygotowane do aktywności. Termoizolacyjne właściwości merino sprawiają, że kolekcji nie trzeba dzielić na pory roku. Potwierdzam, w wełnianej koszuli dałam radę przy niedawnych dwudziestu paru stopniach i daję radę przy obecnych sześciu. Podejrzewam, że gdy temperatura spadnie poniżej zera, na poranne spacery z psem wybiorę jedyny słuszny strój (z drugiej strony jest tak ładna, że trochę żal ją chować pod kurtką). Na razie do wyboru mamy trochę rzeczy gładkich oraz trzy opcje japońskiego nadruku: Tengoku (jap. Eden) – nawiązujący do rajskiego ogrodu; Ringo (jap. Jabłoń) – ze splotem błękitnych gałęzi i różowych kwiatów oraz Pinkumo – różowe chmurki zarezerwowane tylko dla dzieci.

Projektantki przyznają. że wełna merino w takim wydaniu w Polsce kojarzy się przede wszystkim z odzieżą sportową. Między innymi dlatego oprócz tworzenia ubrań, stawiają na szeroko pojętą edukację w temacie tego surowca. Założyły grupę Merino Freaks dla wszystkich, którzy są wełną zainteresowani albo już na jej punkcie zwariowali. Materiał w codziennym wydaniu jest popularny na przykład w Skandynawii. W najbliższych miesiącach będziemy jak co roku odczuwać ze skandynawskimi krajami szczególną więź i bliskość, zatem najwyższy czas skorzystać z ich doświadczeń. A Państwa pozostawiam w ten piękny wieczór z rodziną, która tworzy wspaniałą markę, z dala od szybkich trendów, wybiegów czy niepotrzebnego blichtru. Bo można też tak. Warto o tym pamiętać.

Leave a Reply