Ania Kuczyńska. Libera.

Już się wydawało, że walka o wolność kobiet to temat, który będziemy przerabiać co najwyżej na lekcjach historii. Tymczasem przykra niespodzianka: sama nie wierzę, że w tym uczestniczę. Co więcej, nie wierzę, że w roku 2018 poruszam na blogu o modzie taki temat. Za każdym razem, gdy dzieje się coś nieprawdopodobnego, identyfikuję się z kobietą ze słynnego zdjęcia, trzymającą przed sobą transparent: „I don’t believe I still have to protest this fucking shit”. Kobieta jest już starsza i pewnie niejedno w życiu widziała. Może i nie wierzy, ale też się nie zgadza. Dla mnie to jedyne podejście. Nie da się pozostawać obojętnym, nie zawsze jednak trzeba krzyczeć, jak się okazuje. O swoich nastrojach Ania Kuczyńska subtelnie daje znać tytułem najnowszej kolekcji. Libera, czyli Wolna, zadedykowana została inspirującym kobietom, pełnym charyzmy i manifestującym poglądy przez strój i wygląd. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że „to tylko moda”. Nie będę teraz obliczać od kiedy z jej pomocą mogliśmy wyrażać to, co czujemy, nierzadko bardziej dosadnie niż za pomocą słów. W przypadku Ani Kuczyńskiej jest tylko jedno tytułowe słowo. Obecnie najważniejsze. Cała reszta, jeszcze bardziej przesycona kobiecością niż zwykle, zaznacza siłę i bezkompromisowość.

Ten liliowy kolor już kiedyś u Kuczyńskiej gościł. Historia opowiadała o siostrach Romanow, a działa się niemalże dekadę temu. Cieniutki batyst bufkami i karczkiem ozdobionym maleńkimi falbankami wciąż wisi w mojej szafie i czeka na odpowiednią okazję. Dobrze pamiętam te siostry, bo chwilę po premierze kolekcji przeszukiwałam internet pod kątem archiwalnych zdjęć. Co innego znać historię tej rodziny, a co innego znaleźć ujęcia szczęśliwego dzieciństwa zestawione z fotograficzną dokumentacją czasów wygnania. Nagle lekkość tkanin nabierała powagi i ciężaru, a dziewczęcość – tragizmu. Ania Kuczyńska co sezon wybiera kobiety, które stają się pretekstem do stworzenia kolekcji. O ile same projekty charakteryzuje prostota, o tyle ich muzy chętnie opowieść komplikują. Jesienne bohaterki, Simone de Beauvoir, Peggy Guggenheim i Simone Veil, walczyły o sprawy kobiet, które obecnie powinny być oczywiste, ale wciąż nie są. Podpowiedź? Wystarczy spojrzeć na tytuł kolekcji. Tak, ciągle chodzi o to samo. Chmurne spojrzenie modelki nie powinno więc nikogo dziwić. 
Kroje pozostają oszczędne, choć pełne warstwowych niespodzianek. Elementy kobiece łączą się z męskimi, stąd wysoka talia w szerokich spodniach inspirowanych sylwetkami z lat trzydziestych i czterdziestych, smokingowy karczek koszuli, który okazuje się wycięciem czy bufiaste rękawy zakończone gumką zamiast mankietu. Projektantka porusza się po sprawdzonej palecie barw, nie rezygnując z ulubionej czerni i głębokiego granatu, sięgając po kolejne włoskie inspiracje: czerwone wino, ametyst i szmaragd – tony obecne w miejskich, nadmorskich krajobrazach. Wełna, bawełna i jedwab – do naturalnych materiałów projektantka zdążyła nas przyzwyczaić i nie zamierza tego zmieniać. A jednak pojawiło się coś nowego. Wszystkie opakowania stosowane do wysyłki w sklepie internetowym pochodzą z recyklingu. Dwie dobre wiadomości w jednym zdaniu. Tak, to nie pomyłka. Mamy wreszcie piękny butik online. Przynajmniej o prozaiczne przyjemności nie musimy się martwić.















 

Leave a Reply