SAY Makeup. Zrób to sama!

„Każda dziewczyna jest swoją własną wizażystką” – tymi słowami zaczyna się moje spotkanie z nową polską marką SAY Makeup, która w swojej ofercie ma… pędzle do makijażu. Ja i makijaż? No właśnie, ogólnie wiadomo, że nie jestem specjalistką. A jednak to właśnie na mnie padło w kwestii testowania owych. Dlaczego? Bo powstały dokładnie dla takich osób jak ja. Czyli tych, które się malują i którym coś dzwoni, nie do końca jednak rozpoznają, z której strony. Od momentu, w którym próg mojego mieszkania przekroczyło dwanaście czerwono granatowych pudełek z wiadomą zawartością, co nieco się zmieniło i już nie można mnie zaskoczyć. Nauczyłam się pędzli, drodzy Państwo! Co więcej, nauczyłam się z nich korzystać i chyba całkiem nieźle mi to wychodzi. Spoglądam na niedawne zdjęcia, które ten i owy mi wykonał, widzę podkreśloną kość policzkową, naturalnie rozłożony róż czy całkiem wprawnie podmalowane oko (choć na tyle delikatnie, by dawało złudzenie braku makijażu). Główna refleksja: jak ja mogłam bez nich żyć? Ale do rzeczy.

Ręcznie wykonane, w pełni wegańskie (zarówno włosie jak i klej nie mają nic wspólnego ze zwierzętami), przepięknie zapakowane. No i zaprojektowane z fantazją: nocny, lekko metaliczny granat przechodzi na końcu w cynober. Dość ciężko było się przemóc, by zaburzyć go nijakim beżem podkładu czy smętnym brązem cienia do brwi. Ale po to jest, trudno. A z drugiej strony dzięki zastosowaniu tak mocnego koloru włosia, doskonale będziemy wiedzieć, kiedy pędzel jest czysty, jak już przyjdzie do obowiązkowej kąpieli. Każdy z nich jest dokładnie opisany. Na pudełku, wiadomo. Ale też na samej rączce widnieje napis, do czego dany model służy. Kilka dni i sięgałam po odpowiedni typ praktycznie w ciemno. Mam wrażenie (i jestem pewna, że nie będę w tym sama), że SAY Makeup są nadzwyczaj wygodne. Dobrze „siedzą”, że tak się kolokwialnie wyrażę. Mają też odpowiedni ciężar, maluje się nimi z prawdziwą przyjemnością.
Gdybym miała wybrać te, które kupię na pewno, gdy już te mi się zużyją, pierwszym byłby 9 CHEEK BRUSH, czyli pędzel do różu. Mięciutki, półokrągło zakończony, bardzo delikatnie i precyzyjnie przenoszący różową warstwę na policzki. Dzięki temu, że jest wykonany z puchatego włosia, tworzy rumieniec identyczny z naturalnym. Drugi: 7 SLANTED FOUNDATION BRUSH – ukośnie zakończony pędzel do podkładu. Zazwyczaj wklepuję podkład palcami (miewałam gąbeczki, ale kto obraca się w psim towarzystwie, dobrze wie, że gąbeczka stanowi przedmiot największego pożądania i bardzo łatwo trafia do psiego pyska, mimo zachowania wszelkich środków ostrożności), pierwsze próby były dość zabawne, bo nie wiedziałam nawet, czy podkład najpierw nałożyć na twarz, czy na pędzel. Bez względu na podjętą decyzję, i tak rozprowadzi się idealnie. Trzecie cudo to  3 EYE PENCIL CREASE BRUSH do rozcierania kredki. Miewam tendencję do zbyt mocnego podkreślania dolnej powieki, nawet gdy staram się pilnować, czasem siła przyzwyczajenia wygra. Już nie. O ile nie zapomnę, że mam to cudo na toaletce. No i geniusz nad geniuszami: 12 FINISHING BRUSH. Wieńczy dzieło, dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo dzięki dwum długościom włosia przeniesie w ilości idealnej zarówno puder, jak i bronzer czy rozświetlacz. A w przenośni, bo nosi ostatni numer z naszych dwunastu wspaniałych.

Dzięki tej przyjemnej współpracy miałam okazję zorientować się też, o co tyle hałasu. I dlaczego znajome makijażystki czasem na mnie krzyczały, bym wreszcie pozbyła się „drapaków” (czyli przypadkowo pojawiających się w moim życiu przedmiotów, na wyrost, jak się okazało, nazywanych pędzlami). Paradoksalnie poranny makijaż zajmuje mi jeszcze mniej czasu niż zwykle (a zwykle było to pięć minut), a w dodatku jest znacznie bardziej przyjemny. To już musi być jakaś zmysłowa historia, może po prostu ruch pędzla po skórze jest rodzajem dobrego dotyku, który działa równie dobrze co poranna kawa?






Zdjęcia: materiały prasowe

2 Comments

  • Monia
    Posted 24 października 2018 16:00 0Likes

    Zawsze miałam problem z nauczeniem się jaki pędzel warto kupić – do pudru, różu, cieni – do blendowania itp. Nie znam się na tym i przez to mój makijaż kończy się na jednym cieniu, kreski i tuszowaniu rzęs :

  • Edyta
    Posted 29 października 2018 13:55 0Likes

    Ja mam tylko dwa pędzle – do pudru i tuszu 🙂 Mi stanowczo wystarczą 😉

Leave a Reply