Ora Studio

Pamiętacie film „Lost in Translation” i zabawną sytuację z panią do towarzystwa, która zamiast „R” wymawiała „L”? Rzecz nie wzięła się znikąd i w Japonii bardzo często te spółgłoski funkcjonują wymiennie (z naciskiem na R). Mogła się o tym przekonać Ola Ożarowska-Szczygielska, która w Japonii studiowała techniki tkackie i pracowała z jedwabiem. Nabyte umiejętności postanowiła przekuć w markę, a nazwa przyszła z łatwością. Bo jak mówili na nią w miejscu tymczasowego zamieszkania? Ora. No właśnie. Ora Studio, choć założone już w Polsce, wzięło się z Japonii, zdecydowanie. Ola już tam wpadła na pomysł projektowania apaszek. Jedwab okazał się jedynym słusznym surowcem.

Z wykształcenia projektantka ubioru, z zamiłowania ilustratorka – tak pisze o sobie w odręcznie stworzonej na stronę notce. I od razu rysuje, bo właśnie na tym jej wspaniałe apaszki polegają. Pierwsze trzy modele inspirowane były sztuką antyczną i motywami mitologicznymi. Kolejne przyniosły deseń zwierzęcy, miłość i zodiak. Mam podejrzenia, że za chwilę może przybyć tarot, bo temat w modzie gorący. Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Zachwyca nie tylko kreska artystki, ale także charakterystyczna kolorystyka. Palety barw pozostają raczej oszczędne, zaskakują jednak połączeniami. Intensywna czerwień i pastelowy róż dogadują się świetnie. Dołącza do nich chłodny lila, brąz oraz złocisty beż, a wyrazistości dodaje czerń. Wizerunki antycznych bohaterek, węże, serca i splecione w miłosnym uścisku pary w różnych konfiguracjach płciowych opowiadają historię, która może trwać i trwać. Oby jak najdłużej. Miło by było mieć rodzimy odpowiednik Hermesa, czego autorce życzę gorąco.
Niedawno do kwadratowych chust dołączyły wąskie szaliki oraz biżuteria ze srebra próby 925 pokrytego 24-karatowym złotem. Wszystko jest produkowane w Polsce. Sugeruję rozważyć kupno tego czy owego na prezent, zwłaszcza że obowiązuje darmowa dostawa wszystkie zamówienia złożone do 20 grudnia.

Zdjęcia: Ora Studio.

Leave a Reply