To przyjemność pisać ten tekst podczas Fashion Revolution Week. Bo w końcu właśnie w tym tygodniu szczególnie interesujemy się tym, jak i gdzie powstały nasze ubrania. Pytamy, kto je zrobił i w jakich warunkach. I domagamy się odpowiedzi. Polanka podaje odpowiedź na tacy, zaraz obok naparu z kurkumą i miodem. Jest jedną z najbardziej lokalnych polskich marek, jakie znam. Ubrania powstają tutaj, na miejscu, projektuje je Ania Polańczyk, a wykonanie zamawia u zaprzyjaźnionej krawcowej. I tyle, żadnej filozofii. Gdy trzeba, można zamówić inny rozmiar niż dostępne od ręki (korzystam, polecam) – zostanie pięknie uszyty, w dodatku całkiem sprawnie czasowo. Polanka to sukienki – już tak się utarło i pewnie tak zostanie. Nawet gdyby projektantka chciała nas przekonać do świetnych skądinąd płaszczy czy dziewczęcych koszul, sukienki zawsze będą na pierwszym miejscu. Ach, a propos pierwszeństwa, mam jeszcze jedną przyjemność. Poniższa sesja ukazuje się premierowo właśnie u Harel.
Wiosna to dwadzieścia dwa modele w różnym stylu, łączy je delikatny motyw retro: czy to w kroju, czy w deseniu. Kwiatom i łączkom przewodzą dmuchawce na czerwonym tle. Z przyjemnej w dotyku wiskozowej tkaniny powstało kilka fasonów sukienek, a także spódnice i bluzki – do noszenia w komplecie (i udawania kolejnej sukienki) lub osobno (taka bluzka do dżinsów to kwintesencja Paryża, z kolei spódnica plus t-shirt wiodą nas prosto na ulice Kopenhagi – przynajmniej w mojej percepcji). Ciekawa historia wiąże się z turkusową bawełną w kwiatowy rzucik. Kupon przyjechał z Tel Avivu (gdzie odbywała się zeszłoroczna letnia sesja marki), trochę na pamiątkę, a trochę na próbę. Powstało dosłownie kilka sukienek, które wyglądają jakby przeniesiono je jeden do jednego z lat pięćdziesiątych. Koronkowa wstawka wzdłuż listwy guzików wnosi jeszcze więcej uroku. Jak to się pisuje na Instagramie: „cuteness overload”. Z Tel Avivu Ania przywiozła też sznurkowe torebki wyplatane na szydełku. Nie ukrywa, że to pamiątka z podróży, nie autorski projekt. Natomiast rzecz tak pasuje do kolekcji, że trudno w to uwierzyć.
Powracają groszki – zeszłoroczny bestseller. Opcji jest znacznie więcej niż poprzednio, pojawiły się też całkiem nowe fasony: z odciętą pod biodrem szeroką falbaną lub zaznaczoną krągłą linią pod biustem, wiązane z tyłu na troczki. Mogłyby je nosić Drew Barrymore czy Courtney Love dwie dekady temu, do rozwianych włosów, odrobinę zdyscyplinowanych ozdobną spinką. Zaraz, zaraz… Jak to dwie dekady temu? Właśnie siedzę przed komputerem i wyglądam identycznie. I to jest właśnie wspaniałe: zdecydowane powroty do fasonów, które działały kiedyś. Dlaczego więc miałyby nie działać obecnie?
I jest to kolejny powód, dla którego tak lubię Polankę. Bo nie dość, że etycznie, to jeszcze z ukłonem dla minionych czasów. Takim delikatnym, który jeszcze kilka lat temu unosił nasze brwi, ale obecnie przyśpiesza bicie serc.
Fot. Magdalena Kozicka
5 Comments
Jarosław
Bardzo ładne sukienki 🙂 Muszę przyznać, że maxi mogą być nawet bardziej kobiece od mini 🙂
Elwira
Świetna, pełna koloru i światła sesja. Stylizacje niebieńaskie. Pierwsza sukienka w groszki skradła moje serce.
Ryfka
Poznałam tę markę dzięki Tobie i tak mi się spodobały te sukienki, że aż sobie jedną zamówiłam (u mnie to naprawdę coś nadzwyczajnego, bo praktycznie nie chodzę w kieckach). No i… niestety, musiałam ją oddać. Na zdjęciu była sukienka z dłuższym tyłem i krótszym przodem, w dodatku z kieszeniami (wg opisu), a ja zamiast tego dostałam sukienkę z dłuższymi bokami i bez kieszeni. Materiał bardzo przyjemny i wykonanie bez zarzutu, ale ta poważna różnica między tym, co na stronie, a tym, co w realu, trochę mnie do marki zniechęciła 🙁
harel
A to bardzo dziwne! Mam nadzieję, że napisałaś do marki, żeby to wyjaśnić.
Iza
Wszystko fajnie, poza rozmiarówką…