Gdybym chciała zachować porządek rzeczy, Vasina byłaby jedną z pierwszych osób, o której wspomniałabym na tym blogu. Bo kojarzę ją z czasów zdecydowanie „przedblogowych”, kiedy usilnie próbowałam znaleźć sensowną kreację na ślub. Wśród zapisanych inspiracji znalazło się zdjęcie Moniki Brodki w dopasowanej granatowej sukience z szerokim, zdobionym pasem (zanim Państwo wydadzą surową ocenę gustu mojego lub projektantki, lub Brodki – to był rok 2004, o ile mnie pamięć nie myli). Jakimś cudem zdobyłam informację, że jej autorka zwie się Vasina, niestety nic poza tym. Potem jeszcze udało się ustalić, że tworzy raczej indywidualne kreacje dla Moniki Brodki. A potem wybrałam inną ścieżkę poszukiwań i Vasina wprawdzie została w mojej pamięci, ale nigdy się tutaj nie pojawiła. Aż do dziś. Ona, a dokładniej jej projekty sfotografowane przez Agnieszkę Samsel i Magdę Wunsche na osobach z otoczenia projektantki. Bliższego lub dalszego, lecz zawsze wzbudzających jej podziw i szacunek. Od poprzedniego sezonu każdej kolekcji Vasiny towarzyszy nie tylko sesja, ale też pięknie wydany album. A kolekcje pojawiają się raz do roku, na spokojnie. I już nie tylko z myślą o Brodce, ale zwyczajnym odbiorcy, nawet pozbawionym słuchu muzycznego.
Vasina na nasz rynek sprzedażowy wkroczyła niepostrzeżenie. Najpierw z serią plisowanych spódnic i misternie konstruowanych żakietów. Potem z elementami bazowymi: bluzami i t-shirtami. Choć skromnie, działa też sklep internetowy. Album, z którego część zdjęć dziś przedstawiam, ma stanowić uzupełnienie samego pokazu oraz kolekcji. Powstał w limitowanej liczbie egzemplarzy, trafił do rąk wybranych dziennikarzy i redakcji mody, ambicje więc zdecydowanie kolekcjonerskie. I dobrze, bo moda autorstwa Vasiny to wciąż rzecz niemasowa, choć gotowa zejść ze sceny i towarzyszyć nam na co dzień.
Mówi kolor, mówią desenie, mówią różne kultury (tu ludowe, góralskie kwiaty, tam szkocka krata i kimono), za to zupełnie milkną sezony. Mam wrażenie, że w co drugim tekście dochodzę ostatnio do wniosku, że sezonowość zanika, nawet w biznesowym kontekście. Albo jest dużo, szybko i cały czas, albo raz na rok. I tak jest, jakby Vasina z daleka się temu szaleństwu przyglądała, najpierw gdy pojawiało się na horyzoncie, potem przetaczało przez nasze życie, a teraz – gdy zbiera plon, niekoniecznie za naszą zgodą – projektantka podaje nam rękę i pozwala zwolnić, przyjrzeć się tej swojej modzie dokładniej, poznać ją nie tylko w sklepie czy pracowni, ale w takim radosnym, artystycznym ujęciu. With a little help of her friends, cytując pewną piękną piosenkę. Vasina Studio, bo tak się jej marka nazywa, pozwala odetchnąć, zdecydowanie.
Fot. Wunsche/Samsel