Często sobie powtarzałam, że czas solidniej wrócić na blog, bo wszelkie media społecznościowe powinny być tylko dodatkowym narzędziem, nie głównym kanałem. Ale wiadomo, poruszanie się w nich jest znacznie łatwiejsze i wymaga mniej pracy niż prowadzenie bloga. Nie to, że całkiem go porzuciłam, ale – nie ma co ukrywać – nieco zaniedbałam. Wystarczy spojrzeć na liczbę wpisów, która z roku na rok malała. W przeciwieństwie do treści na moim Instagramie. O Facebooku nie wspominam, bo nie mam go od kilku dobrych lat. Uwielbiam Instagram, uwielbiam tam być i Was spotykać. Lubię też tworzyć estetycznie dopracowane siatki zdjęć, a potem spoglądać na nie z satysfakcją. Niestety, prócz warstwy fotograficznej i tekstowej, nie mam nad Instagramem żadnej kontroli. Miałam okazję przekonać się o tym ostatnio, gdy nagle, bez żadnego ostrzeżenia został zablokowany. Do tej pory nie wiem, co takiego się stało. Próby odzyskania dezaktywowanego konta to jedno. Najgorszy jest brak możliwości dostępu, zarówno do zdjęć, archiwum, jak i wiadomości. Tak bardzo zaufałam aplikacji, która nie jest moja i której zarządzający w każdej chwili mogą wyciąć taki numer. Szczęśliwie nie trwa żadna współpraca, więc po prostu mogę sobie odpocząć od i tak zbyt częstych wizyt na Insta. W sumie nawet nie wiem, czy go odzyskam. To daje do myślenia.

Zaczęło się od bloga i to na nim zamierzam się skupić w roku 2020. Pojawi się tu więcej lekkich i krótkich treści, nieco więcej historii kosmetycznych (choć bez przesady), a nawet odrobina stylu życia, zwanego przez niektórych „lifestylem” (ohyda!). To wszystko tu było, zmienią się tylko proporcje. Dzięki instagramowej blokadzie zdałam sobie sprawę, że równowaga między tym, co istotne, a tym, co dodatkowe, została u mnie znacznie zaburzona. Kiedyś dokładnie z tego powodu zrezygnowałam z Facebooka. Więcej czasu zajmowało mi moderowanie coraz bardziej chamskich dyskusji pod linkami do tekstów, których nikt już nawet nie czytał, niż praca nad tematami, które faktycznie mnie interesują. Środek ciężkości niepostrzeżenie przeniósł się na Instagram u większości blogerów, niektórzy nawet pozamykali swoje strony, przenosząc działalność w stu procentach tylko tam.Czy słusznie? Po tej historii mam poważne wątpliwości. Nie chcę nikogo zniechęcać, ale warto mieć z tyłu głowy, że ta platforma nie należy do nas, daje nam tylko trochę miejsca, które w każdym momencie może odebrać. Decydując się na obecność tam, musimy zdawać sobie z tego sprawę. W tym momencie nie wiem, czy miałam, czy wciąż mam ponad trzydzieści tysięcy obserwatorów. Niektórzy tyle to sobie kupują w jeden dzień. Do mnie wszyscy przyszli z własnej woli, uzbierali się przez wiele lat. Żałuję, że ci, którzy zdecydowali się zostać, teraz zostali z niczym. Ale spokojnie, tylko tam. Blog nie zniknie, żeby nie wiem co. A Instagram może jednak wróci. Zobaczymy.
3 Comments
Agi
Właśnie chciałam podejrzeć, co u Ciebie i mocno się zdziwiłam nie potrafiąc znaleźć profilu. Gorzka prawda. Sociale mogą nam zabrać w każdej chwili. Trzymam kciuki, żeby szybko udało się odzyskać konto 😉
Daga
24 godziny wystarczyły, żebym pomyślała „Ojej, czy coś się stało? Nic nowego u Harel (zaskoczenie).” I czym prędzej zajrzałam na bloga. Ufff! Wszystko OK. Pozdrawiam 🙂
harel
Na szczęście już wszystko ok. Ale zdecydowanie będę tu częściej niż w ostatnim czasie. Zapomniałam, jak dobrze jest być u siebie, w miejscu, które sama sobie urządziłam. Pozdrawiam!