Jeśli twój mąż domaga się zakupu kosmetyku, wiedz, że coś się dzieje! Tak się złożyło, że od kilkunastu lat mieszkam z prawdziwym minimalistą. Nie takim, co to niczym chorągiewka zmienia nastawienie na najbardziej modne, lecz takim, któremu wciąż wystarcza absolutne minimum rzeczy, bez względu na popularne hashtagi (ba, on praktycznie nie istnieje w sieci!). Kosmetyki? Palce jednej ręki to za dużo. Gdybym podliczyła zawartość naszych łazienkowych półek, moje zasoby zajęłyby zapewne 99%.
Ostatnio wydarzyło się coś zaskakującego. Skończył się Banan, czyli balsam w sztyfcie, który został przejęty bez możliwości negocjacji przez mojego męża właśnie. I po raz pierwszy to mąż sprowokował zakupy kosmetyczne, nie ja. Banan to cud nad cudami, kto zna, ten wie. Kto nie zna, ten niech czym prędzej to zmieni. Warto, zwłaszcza teraz, gdy nasze ręce wołają o pomoc. Nie tylko dla rąk to cudo, ale w wypadku potrzeby błyskawicznej regeneracji tychże, będzie idealny. Uratuje wszystko: suche łokcie, kolana, spierzchnięte usta. A jak nie ma czego ratować, poprawi humor (zostało to naukowo udowodnione, więcej u źródła). Uwaga, jest to produkt wegański!
Napiszę krótko. Nie będzie lepszej rekomendacji niż ta powyżej opisana. Możecie mi wierzyć na słowo.
