Czy ktoś jeszcze pamięta czasy, w których darzyło się swoje ubrania szczególnym uczuciem? Kiedy potrafiły obudzić miłość, dosłownie, kiedy sprawiały, że wybierając je, automatycznie czuliśmy się lepiej? I nie dość, że czuliśmy się, to jeszcze wyglądaliśmy. Nie były bowiem tylko sklepowymi odpowiednikami aktualnych trendów, lecz stanowiły integralną część naszego stylu. Często też były wyczekane, wymarzone, upolowane z narażeniem może nie życia, ale godności (zwłaszcza w czasach sprzed transformacji). Dzięki nim znajomi potrafili rozpoznać nas już z daleka, a rodzina mogła odgadnąć nasze najbliższe plany.
Zawsze będę tu przywoływać dzieciństwo i ubrania mojej mamy, które wciąż pamiętam lepiej niż swoje własne, choćby sprzed trzech lat. Marynarka, w której zawsze wychodziła na spotkania z przyjaciółmi. Sukienka, którą wybierała na egzaminy swoich uczniów. Futro (tak, futro) wystane bodajże na tzw. „ciuchach” w Rembertowie, które służyło kilka dekad, by na koniec trafić do kolejnej osoby, która cieszyła się, że ma coś z drugiego obiegu. Jeśli chodzi o moje rzeczy, mam w pamięci różową koreańską kurtkę zimową (też z Rembertowa), którą nosiłam tak długo, aż mankiety wylądowały w połowie moich przedramion – wtedy z ogromną niechęcią oddałam ją młodszej siostrze. I fioletowe dresy przywiezione przez mojego tatę ze Stanów – szpan totalny, choć gdy teraz pomyślę sobie o ich składzie, mam ciarki na plecach (jestem pewna, że sto procent bawełny nie miałoby szans się tak potwornie elektryzować). Do tej pory mam w szafie ubrania z lat siedemdziesiątych, które nosiła moja mama, a teraz noszę ja. Ich wartości nie da się wycenić. Tak jak nie da się zważyć czy wyliczyć uczuć.
Skąd ten przypływ wspomnień? Chciałabym podzielić się dziś z Wami nieco zapomnianą częścią mody, która wciąż porusza. I gdy pierwszy raz trafiłam na te projekty, dotarło do mnie, dlaczego modą się w ogóle zafascynowałam. I co mnie w niej pociągało, zanim doszło do aspektu posiadania wszystkiego, co mi się spodoba. Na markę MODAPOLKA trafiłam podczas powrotu z wakacji dwa lata temu. Projekty tak mnie zachwyciły, że postanowiłam napisać tekst w samochodzie, gdzieś na francuskiej autostradzie, trzymając laptop na kolanach i zaklinając internetowy zasięg.
Pierwsza kolekcja, o której pisałam (bo nie była to pierwsza w historii marki), zachwyciła mnie nie tylko ideą (korzystanie z materiałów vintage, limitowana liczba egzemplarzy w związku z tym), lecz także, a może nawet przede wszystkim swoją formą. Dopracowane fasony, przemyślane kroje i absolutnie nic, co kojarzyłoby się z drogą na skróty. Sposób projektowania natychmiast skojarzył mi się z przeszłością, gdy to nie ilość była najważniejsza (choć tu z pewnością ilość liczyła się podczas rozmieszczania wykroju na ograniczonej powierzchni materiału – tak aby dało się z niego uzyskać jak najwięcej, zachowując minimum odrzutu). Zarys ramion, talii, marszczenia, kontrafałdy, podkreślanie i budowanie sylwetki jednocześnie, detale, lamówki, klapki, patki, sznurowania… – elementy oryginalne, lecz uniwersalne jednocześnie. Takie, które opierają się chwili, nie przemijają wraz z sezonem, bo zostały stworzone, by się nimi cieszyć, nie realizować kolejne wytyczne pod tytułem „musisz to mieć”.
To nie są tanie rzeczy. Ich cenom jednak wciąż dalej do Gucciego czy Prady niż do H&M czy Zary. Lubię ten przelicznik. Dwa razy Zara. Co to znaczy? Że zamiast dwóch, czasem trzech sukienek z Zary mamy jedną od polskiej projektantki. Warto? Zdecydowanie warto. Zwłaszcza że – jak się okazało w ostatnich tygodniach – nie potrzebujemy aż tylu rzeczy, ile kupowaliśmy, a te, które mamy, mają szansę posłużyć znacznie dłużej, niż się spodziewaliśmy. I z takiego założenia wychodzi Pola Stępień, twórczyni marki MODAPOLKA, przedstawiając swój najnowszy projekt, Golden Remix. Gdy mniej naprawdę znaczy więcej, jakkolwiek banalnie by nie brzmiało, a my naszymi wyborami zaczynamy bardziej doceniać lokalne podwórko.
Golden Remix to kolekcja – składanka. Znajdziecie w niej to co jest dla mnie w modzie najważniejsze: ponadczasowość. Wzory, które najbardziej polubiłyście, zostają, a kolejne będą pojawiać się sukcesywnie. W ten sposób kolekcja będzie rozwijać się na Waszych oczach. Oddaję dziś w Wasze ręce remix moich ulubionych inspiracji, z których możecie tworzyć swoje własne, ulubione składanki. Zachęcam, abyście pozostały z nimi na wiele sezonów. Niezależnie od tempa zmian w otaczającym nas świecie i zmieniających się powierzchownie trendów – „let’s keep on dancing” – tak Pola pisze o nowej idei, którą na dobre zastępuje standardowe, sezonowe kolekcje.
Poniżej przykład na to, jak zbiór tych samych ubrań może nabrać całkiem innych znaczeń. Odpowiednio skomponowane zamienią się w romantyczny zestaw z nutą retro, by za chwilę wkroczyć na salę gimnastyczną i obudzić się w ruchu. Te stylizacyjne remiksy otrzymały nawet tytuły niczym z kasety magnetofonowej. W końcu to na kasetach tworzyliśmy oryginalne składanki, jedyne w swoim rodzaju, czy to dla siebie, czy kolejnych miłości naszego życia. Poznajcie stronę A i stronę B. Korzystajcie i twórzcie na własną rękę. Podziwiając z daleka albo kupując, zapisując inspiracje lub wspierając markę, którą wesprzeć naprawdę warto.
Side A
Side B
Side A
fot: Karolina Fafińska
modelka: Gabriela Mach
make up: Julia Kusiak
biżuteria: Groovy Jewelry
Side B
fot: Karolina Fafińska
modelki: Alicja Cyniak i Dominika Michalak
1 Comment
Paulina
Piękna, artystyczna, przyciągająca uwagę sesja. Prawdziwa modelka, pełen profesjonalizm