Gotowi na trzecią część cyklu? Dziś będzie dosłownie budująco, bo architektonicznie. Osoby, które tu przedstawię, prowadzą Instagramy wypełnione po brzegi konstrukcyjnymi perełkami. Zdarzają się dalekie podróże, ale co najbardziej mnie fascynuje, to świat całkiem bliski, na który potrafią rzucić całkiem inne światło. Dziś, gdy wycieczka nawet do innej dzielnicy budzi więcej strachu niż przyjemności, ich działalność doceniam szczególnie.

@piening. Parafrazując dość wyświechtany tytuł filmu Woody’ego Allena: wszystko, co chcielibyście wiedzieć o architekturze, ale baliście się zapytać. Żadne okno, żadna kolumna (lub filar, bo jest różnica), żaden układ miejskich ulic nie ma przed nią tajemnic. „Pieing to rzucenie ciastem, akt publicznego niezadowolenia, ale także to czasownik, który oznacza, że możesz robić wszystko” – pisze Magdalena Milert na swoim blogu (tak! Niektórzy z Insta wciąż prowadzą blogi, he he). Ja trafiłam do niej przez Instagram i zostałam na dłużej. Wam też polecam. Nie dość, że ciekawe zdjęcia, to jeszcze porcja naprawdę solidnej i przystępnie podanej wiedzy.

@korbusje. Jeśli ktoś potrafi sprawić, że Benidorm wydaje się atrakcyjnym miastem, to ja go szanuję ponad miarę. Jakub Jakobiszyn, który prowadzi jedno z moich ukochanych instagramowych kont, nie takie rzeczy osiąga. U niego wszystko nagle ma rytm i sens, nawet najbardziej paskudny blok. Chciałabym umieć tak odbierać zastaną rzeczywistość, jak on. Codziennie podglądam i się uczę.

@hashtagalek. A tu już istne estetyczne uniesienia, dzięki Aleksandrowi Małachowskiemu. Każde ujęcie jest u niego niczym doskonała grafika, gotowa do powieszenia na ścianie. Składają się na obraz świata przejrzystego, minimalistycznego wręcz, serwowanego w oszczędnej palecie kolorystycznej. Przy okazji to raj dla poszukiwaczy atrakcyjnych lokalizacji. Tylko czy sami będziemy umieli tak doskonale z nich skorzystać? Dla wielbicieli życia po zmroku Aleksander ma swoją ciemną stronę: @aleknieolek. Mniej rozbudowaną, lecz równie satysfakcjonującą.

@adrianwerner. Gdańsk i okolice. Czasem całkiem dalekie. Tu się nikt nie oszczędza, szczegółów jest tyle, że nad jednym zdjęciem można przepaść na długie minuty (co w czasach internetowego klikania wydaje się wiecznością). Często znajome miejsca zaprezentowane w taki sposób, że odkrywa się je na nowo. Z kolei nowe, nieznane, ma się ochotę natychmiast zbadać. Kto sądzi, że świat jest nudny, niech Adriana Wernera odwiedzi. I wtedy pogadamy.

@raidenbucharest. W Bukareszcie byłam raz. Jak miałam sześć lat. Pamiętam dziwne, betonowe budynki, trolejbusy i lody truskawkowe w ohydnym wafelku. Nie miałam prawa kojarzyć całego miasta, ale gdy trafiłam na konto Cristiego, wszystko zaczęło się znajomo układać. Miasto, choć nieco spatynowane, kryje w sobie tyle piękna, że czasem muszę sobie te zdjęcia dawkować. Sporo tu ponurej historii tego kraju, pozostałej w opuszczonych czy zaniedbanych murach, rozbitych szybach, kruszących się tynkach. Dlaczego więc budujące? Bo możemy poznać świat, z którego istnienia nie zdawaliśmy sobie sprawy.

@vinokurov_grigory. Zaczęło się od tego, że bardzo chciałam zobaczyć Irkuck. Tam poznali się moi pradziadkowie, zanim zamieszkali w Harbinie (tak, w Chinach, o tym może innym razem). I zobaczyłam. Po wpisaniu lokalizacji na Instagramie wyświetliło mi się jakieś bajkowe miasteczko. Autor zdjęć był wtedy praktycznie dzieckiem (dziś ma dopiero siedemnaście lat), ale jego spojrzenie dalekie od dziecięcego. Chyba że liczyć chwytanie piękna nawet w miejscach, które ledwo zipią i za moment się sypną. Ostatnio trochę mniej u niego geometrycznej estetyki, więcej łapania chwili. Ale i tak uwielbiam.

@accidentallywesanderson. Na koniec prawdziwa perła. Przy okazji świetne źródło kolejnych wspaniałych kont z całego świata. I to wszystko zbudował człowiek. I to wszystko gdzieś istnieje. I służy, bo nie jest, mimo pozorów, filmową dekoracją. Konto jest hołdem dla twórczości Wesa Andersona, jego symetrycznego spojrzenia na rzeczywistość, miłości do śmiałych palet kolorystycznych, charakterystycznej, bogatej architektury, a nawet odrobiny kiczu. Ostrzegam, wciąga już nie na długie minuty, ale całe kwadranse (i więcej!).

2 Comments
Zu
Ale niezły zbieg okoliczności, moi pradziadkowie również mieszkali w Harbinie 🙂
Pozdrawiam Cię serdecznie Harel 🙂
harel
A to dopiero! To może się znali? Może mają wspólne zdjęcia? Jak znajdę jakichś innych ludzi w albumach, prześlę do Ciebie, ale by było!