Ania Kuczyńska. Nowy początek.

Oficjalna informacja pojawiła się na początku tego tygodnia. Nieoficjalnie było wiadomo już wcześniej, lecz budziło to więcej domysłów niż faktów. Ania Kuczyńska po dziesięciu latach zdecydowała zamknąć swój warszawski butik przy ulicy Mokotowskiej. „Niespokojne lata dwudzieste naszego wieku na zawsze zmieniły stare przyzwyczajenia i nawyki. Wyzwoliły w nas wszystkich nowe pragnienia i oczekiwania. Ich wnikliwa obserwacja skłoniła mnie do podjęcia decyzji o zamknięciu mieszczącego się od dekady flagowego sklepu (…). Całkowite przeniesienie marki w przestrzeń online to nowoczesny – intymny i bliski sposób kontaktu z ludźmi. Początek ekscytującego i nowego rozdziału w historii marki. 
Moda jest barometrem ludzkich pragnień, jest wolna i nieprzyporządkowana. Koniec nie przerywa opowieści, jest początkiem nowego. Z nadzieją i entuzjazmem patrzę w przyszłość” – pisze Ania w liście do klientów i przyjaciół marki. Ten nowy etap, sprowokowany przez obecną sytuację, doskonale pokazuje, z czym przychodzi się nam mierzyć, ale też jak możemy podejść do nieuchronnych zmian.

A to nie jest przecież pierwsza zmiana w historii Ani Kuczyńskiej. Ona sama mówi, że zmiany są jej znakiem rozpoznawczym. Dobrze pamiętam, gdy zamykała swój butik na Powiślu – a wydawało się, że zagości tam na dobre. Wcześniej miałam wrażenie, że będzie mi brakować jej pracowni na Mokotowie, do której miałam przyjemność zawitać piętnaście lat temu, w poszukiwaniu sukienki na ślub (zakończonym sukcesem). Podobnie z pokazami, z których zrezygnowała, rozbudowanymi kolekcjami czy trzymaniem się sezonów. Wydawało się, że nie marka nie może bez tego funkcjonować, zwłaszcza tego kalibru. Tymczasem Kuczyńska wyprzedziła swoją epokę, wnosząc w swoją modę spokój i powolność, które dopiero niedawno… zrobiły się modne.

Są i inne kategorie, w których przecierała drogę konkurencji. Specjalnie skomponowany zapach sklepu? Od samego początku. Muzyka układana pod daną kolekcję? Oczywiście, od lat. Czasem, gdy spoglądam na nowo powstające marki (i to nie tylko polskie), widzę inspiracje (może nawet nieświadome) tym, co u Ani było na długo przed czasami Instagrama czy blogerek. Marszczenia jak w sukience Coripe marki Toteme? Zapraszam w podróż do roku 2011 i kolekcji L’Avventura. Wszechobecne pandemiczne dresy? Cattarato z roku 2009, na długo przed przejęciem przez dresy wybiegów. To, co dzieje się u Ganni czy Baum und Pferdgarten, Ania proponowała w kolekcji inspirowanej siostrami Romanow, również ponad dekadę temu. Nawet torby, które teraz wprowadziła na nowo, już swego czasu były na topie. A że powstawały w limitowanej liczbie egzemplarzy, może się nimi pochwalić tylko garstka szczęśliwców (w tym ja). Tak, spinki, ozdobne gumki i tasiemki do włosów też były u Ani wcześniej niż w Kopenhadze (czy u Versace). Bo projektantka jest mistrzynią nostalgii. Nie jednak tej przykurzonej, sentymentalnej, ale takiej, którą wycinamy ze starych zdjęć i wklejamy w nową rzeczywistość. Ach, jeszcze ręcznie dziergane swetry. Sformułowania „slow fashion” chyba nawet wtedy jeszcze nie było. I koszyki. I plecaki. I koronki. I malowany jedwab. Trudno przestać wymieniać…

Sam butik, już ten na Mokotowskiej, dopowiadał historie do kolekcji, uzupełniając je wątkami pobocznymi, jak aksamitna kotara w różnych kolorach, oryginalna tapeta czy wspomniane muzyka i zapach. Czasem stanowił scenografię pokazów, a czasem pretekst do spotkania na kawę (o tak, tej kawy będzie mi brakować). Tu wpadało się po drobne prezenty albo ratowało w sytuacji pt. „nie mam co na siebie włożyć”. Pamiętam też pierwszy bardzo poważny zakup w postaci wełnianego granatowego płaszcza. Nie było mnie na niego stać, ale postanowiłam ruszyć oszczędności, bo czułam, że będzie to coś specjalnego, co posłuży o wiele dłużej niż jeden sezon (spróbowałoby nie za taką cenę, he he). Oczywiście mam go do dziś, dziesiąte urodziny obchodził rok czy dwa lata temu.

A teraz żegnamy się z miejscem, które wydawało się nie do ruszenia. Jest w tym zwrocie akcji pewien smutek, pewien niepokój. Ale gdy czytam słowa projektantki, wierzę, że naprawdę znajduje się u progu nowego początku. Szczerość to kolejna cecha charakterystyczna, skoro mieliśmy ją w każdej kolejnej kolekcji, dlaczego miałoby jej zabraknąć w przekazie werbalnym? Już wkrótce przekonamy się, co przyszłość przyniesie. Czekam z zapartym tchem.

Fot. Jakub Pleśniarski, materiały prasowe.

Leave a Reply