Home. & Other Stories.

Z fascynacją śledzę poczynania marek odzieżowych w ostatnim czasie. Które komunikują, że sytuację mają opanowaną i nie wciskają nam kolekcji festiwalowych czy imprezowych kampanii w tłumie przyjaciół, a które wpadły w kanał udawania, że nic się nie dzieje i pogrążają się coraz głębiej, egzystując w nieustającym zaprzeczeniu. Nie jest łatwo, bo nie istnieje gotowa odpowiedź na to, jak się zachować. Omijanie tematu pandemii szerokim łukiem z pewnością się nie opłaca. Robienie z niego motywu przewodniego – podobnie. Najbardziej przemawiają do mnie drobne, nierzadko ukryte komunikaty. Sprawnie i naturalnie robi to na przykład & Other Stories, gdzie i kolekcja codzienna, i odświętna serwowane są tak, by nie wzbudzać niepotrzebnych emocji.

Dziś skupię się na dwóch opowieściach: pierwszej, tej bardziej dyskusyjnej, o modzie przez duże M, której chwilowo nie mamy przecież gdzie nosić, lecz za to skierowanej w stronę rzemiosła, z wyszukanymi zdobieniami, rzeźbiarskimi formami, haftami, plisami, falbanami. Oraz elementów wegańskich: sandałków z tworzywa VEGEA, wytwarzanego z pozostałości produkcji wina (wytłoczyny, skórki, łodygi i nasiona winogron przemienione zostają w wegańską alternatywę dla naturalnej skóry). Modelką na tę okazję została DJ-ka Mia Moretti, kto jednak spodziewa się towarzystwa, jest w błędzie. Temat samotności czy izolacji, nawet jeśli wszyscy mamy go dosyć, nie mógł zostać pominięty. Jest jednak ograny radością, może z lekką nutką smutku, z którego z kolei Mia ratuje się tańcem. Sama w wielkim domu, do którego być może przyjechała odbyć obowiązkową kwarantannę, oderwana od rzeczywistości jak Maria Antonina (widzę tu pewną paralelę z momentem u Sofii Coppoli, gdy bohaterka wyjeżdża z Wersalu, by zaznać „zwykłego wiejskiego życia”). Nie razi jednak to oderwanie, raczej wzbudza uśmiech i chęć podglądania, cóż nasza bohaterka jeszcze wymyśli.

Druga opowieść to zwykły dzień (może tylko z ponadprzeciętną ilością słodyczy), spędzony w klimatycznym letnim domku w skandynawskim stylu, pod znakiem wygody i stylu retro. Zero makijażu, włosy w stanie naturalnym, swobodnie układające się sukienki, spódnice na gumce (można więcej zjeść) czy wreszcie kostium w groszki plus chusteczka na głowie i wielkie okulary przeciwsłoneczne. I znów. Nie ma koleżanek, wiernym towarzyszem jest jedynie pies.

W jednym i drugim przypadku zdarzają się plenery, są one jednak wyludnione. Komunikat jest prosty: raczej zostańmy w domu, nie martwmy się jednak zbytnio, skoro i tak nie mamy znaczącego wpływu na sytuację, wybierzmy opcję lżejszą, pozbawioną roztrząsania, co teraz będzie. Nie jest niczym złym ta lekkość, beztroska podana jest jednak w sposób rozsądny i odpowiedzialny. Mam nadzieję, że samotne kampanie szybko się skończą na rzecz radości z powrotu do względnej normalności. A z drugiej strony warto mieć na uwadze, że może to trochę potrwać. Czy w lutym czekają nas walentynkowe kampanie pełne pocałunków na odległość? Czy przed Bożym Narodzeniem marki uraczą nas wizją świąt spędzanych na Zoomie? Brzmi niepokojąco, ale tak jak już wcześniej pisałam, nie ma takiej rzeczy, do której homo sapiens nie byłby w stanie się przyzwyczaić. Dla marek, które chcą przetrwać (także wizerunkowo) istotne jest, by nie stracić wyczucia. Taka mała podpowiedź od Harel przy okazji różnych odzieżowych przyjemności.

1 Comment

  • Joanna Bronicka
    Posted 15 maja 2020 10:04 0Likes

    Ile różnych ludzi, tyle podejść do mody – to zawsze mnie ujmowało 🙂 A teraz dodatkowo przewietrzyłam szafę i wiem, ilu rzeczy tak naprawdę nie nosiłam. Na same zakupy nie mam ochoty teraz, ale tak to chociaż popatrzeć można co w świece mody słychać 🙂

Leave a Reply