Nie chcę o tym pamiętać.

Komu, komu? Koszulkę sportową drużyny COVID z numerem 19? A może t-shirt z reprodukcją „Damy z łasiczką” w chirurgicznej maseczce? Do wyboru mamy jeszcze rozkraczoną panią podpisaną „Quarantine”, breloczki w kształcie wirusa lub z „zabawnymi” komentarzami na temat („kto rano bzyka, tego koronawirus nie tyka” – autorka bloga nie ponosi odpowiedzialności za przytoczony cytat, nie gwarantuje również jego skuteczności) czy wreszcie wątpliwej urody fan art z logo piwa Corona w roli głównej. Tak. Po pospolitym ruszeniu w postaci produkcji maseczek (chwała za to), w modzie przyszła pora na lekkość, humor i tak zwany dystans (bynajmniej nie społeczny). Może jest w tym jakiś głęboko ukryty sens, może obśmianie epidemii komuś pomaga przetrwać. Nie wiem, ja tracę poczucie humoru i marzę tylko, żeby to się jak najszybciej skończyło. A każdy kolejny produkt o tematyce koronawirusowej powoduje, że nawet jeśli epidemię w końcu opanujemy, pamiątki po niej zostaną z nami znacznie dłużej niż strach przed zarażeniem (stratą najbliższych, utratą pracy, koniecznością zwolnienia pracowników, popadnięciem w długi – niepotrzebne skreślić).

Zdjęcie: Unsplash @unitednations

Nad fenomenem tego typu produkcji zastanawiał się już ponad miesiąc temu Jacob Gallagher na łamach Wall Street Journal. Bo czy naprawdę mamy ochotę nosić na piersi podobiznę pokasłującego Toma Hanksa? A jeśli mamy, to czy naprawdę komunikujemy cokolwiek więcej niż słabość do koszulek z nadrukami? Staram się nie oceniać, bo przecież wybory innych to nie moja sprawa. Ja bym nie chciała mieć w domu nic, co z obecną sytuacją się łączy. Nic, poza niezbędnymi elementami, które pozwalają mi wyjść na spacer z psem czy przetrwać w sklepowej kolejce.

W rozmowie z Eweliną Kołodziej z portalu Noizz.pl jasno zaznaczyłam, dlaczego na blogu nie ma miejsca na artykuły o maseczkach. Skupiam się na modzie, a maseczki nie są modą. Są koniecznością. Nawet jeśli ozdobione napisem Gucci lub – jak ostatnio ze zdziwieniem odkryłam na Instagramie – uszyte z tkaniny Fendi (tak, nie z metką Fendi, tylko z tkaniny Fendi, dostępnej w jednej z polskich hurtowni. Poważnie?). Owszem, mamy w Polsce prześliczne maseczki, zwykle polskie marki dodają je po prostu do regularnego zamówienia (Kopi – w pięknym odcieniu różu, Roboty Ręczne – w motyw Toile de Jouy). Konieczność. Coś, czego pozbędę się w pierwszej kolejności, jak tylko będzie można.

I tu kolejna dobra (i darmowa!) rada dla twórców i marek. Zachowajcie zdrowy rozsądek. Bo pięć minut sławy w czasie epidemii może nie przełożyć się w żaden sposób na popularność czy estymę po. A wręcz może Wam zaszkodzić. Nie mówię, że należy siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż samo przejdzie. Tym bardziej, gdy mamy do utrzymania firmę i zespół. Ostrożnie jednak z decyzjami. Bo czym innym jest biała okładka włoskiego Vogue, a czym innym kolczyki w kształcie modelu COVID-19 (nie zawierają koronawirusa – czytamy w opisie). Celowo nie wklejam linków do tych produktów. Jeśli będziecie zainteresowani, bez problemu je znajdziecie. Internet nie zapomina. Tu po raz pierwszy w życiu liczę na własną słabą pamięć.

2 Comments

  • Kamila
    Posted 18 maja 2020 16:38 0Likes

    Świetny post!
    Osobiście przeraża mnie ludzka głupota, na szczęście wśród ,,popularnych’’ osób znajdziemy masę rozsądnych ludzi o dobrym sercu, które pandemie potraktowały jako okazje do pomagania a nie lansowania się. Pozdrawiam i mam nadzieje, ze uda nam się zachować odporność na zbliżające się miesiące w ramach nowej rzeczywistości.

  • Zala
    Posted 19 maja 2020 10:21 0Likes

    Dobrze się Pana czyta, Panie Harel:*
    Jak zwykle w punkcik!

Leave a Reply