Pytana o ukochane polskie marki z sukienkami, zawsze ją wymieniam. Polanka podbiła moje serce już kilka lat temu i nie wyobrażam sobie sezonu (zwłaszcza wiosenno letniego) bez którejś z licznych wersji jej romantycznych projektów. Inspirowana garderobą swojej mamy, ale też ponadczasowymi krojami vintage, Anna Polańczyk do skutku poszukuje najpiękniejszych kwiatowych nadruków, by przemienić je następnie w lekkie i wygodne cuda. Jakiś czas temu postanowiła swoje sukienki rozczłonkowywać (wybaczcie chwilowe odniesienie do Hannibala Lectera) i na bazie ich krojów tworzyć także komplety. Sukces murowany, bo nagle z jednej sukienki mamy aż trzy rzeczy. Do bluzki i spódnicy midi możemy dokupić spódnicę maxi, w ten sposób powstanie druga sukienka (czyli już cztery). I tak dalej, bo deseń zazwyczaj powtarza się w różnych fasonach.
Wiosna 2020 jest urocza, pełna marszczeń i drobnych falbanek, ale też nowości: dekoltów z wiązaniami na plecach. Kolorystyka pozostaje charakterystyczna dla marki: odcienie granatu i czerwieni nakrapiane łączką bratków, róż czy stokrotek plus nowa wersja małych groszków, tym razem czarnych na białym tle oraz białych na turkusowym. Przyznaję, mam słabość do takich ubrań, a im jestem starsza, tym bardziej je doceniam. Bo czuję się w nich niezmiennie dziewczęco i pięknie. Ta miłość trwa nieprzerwanie od lat dziewięćdziesiątych, gdy drobne kwiatki nosiło się do ciężkich buciorów i biżuterii ze sklepów indyjskich. Ostatnio, wzorem Skandynawek, przyodziewam buty sportowe lub japonki i śmigam niczym unowocześniona wersja Sofii Loren. Kowbojki? Oczywiście! A za chwilę dojdą sandały z kwadratowym noskiem, ale to temat na inną historię…