Anniel. Najwygodniejsze buty świata.

Moja pierwsza para Anniel ma już dobrych parę lat. Chodziłabym w niej dalej, gdybym nie zachodziła jej na śmierć. Brutalne, lecz tak się sprawa ma w przypadku butów, których człowiek nie chce zdejmować. A nie chce, bo każdy spacer przemieniają w przyjemność, bez względu na warunki atmosferyczne (choć akurat te cuda lepiej trzymać z dala od deszczu – przetrwają, sprawdziłam, ale wiadomo). Miękkie mokasyny w lamparcie cętki towarzyszyły mi i w Warszawie, gdy potrzebowałam ładnie wyglądać, lecz jednocześnie nie miałam ochoty na obcasy, i w podróży, bo okazywały się wspaniałe zarówno do pociągu czy samolotu, jak i do walizki (lekkie jak piórko i zajmujące mało miejsca). Schodziłam w nich pół Berlina oraz sporo innych miast w sezonie wiosenno letnim, dziesiątki tysięcy kroków czując bardziej w kręgosłupie niż w stopach. Gdy sięgnęłam w końcu po Anniel na obcasie, okazało się, że jednak coś takiego jak wygodne obcasy istnieje. Gdybym wiedziała o tym w dniu swojego ślubu… (wracałam z niego boso, tyle w temacie). Na szczęście coraz więcej kobiet wie o tym i wybiera komfort zamiast cierpienia. Ale może od początku…

Skąd się Anniel wzięło i co robi od lat w Polsce? Marka powstała we Włoszech w 1976 roku w gminie Montebelluna nieopodal Treviso. Początkowo asortyment tworzony był z myślą o sporcie: tańcu, balecie i gimnastyce. I byłoby tak pewnie do dziś, gdyby buty nie trafiły do Japonii, gdzie zaczęły być noszone jako element codziennego stroju, bez tanecznego kontekstu. Współpraca z japońskim projektantem, którego nazwiska niestety marka nie przytacza, zaowocowała zaskakującym wzrostem popularności tego obuwia w Tokio, Osace i Nagasaki. Miękkie i wygodne, ręcznie robione we Włoszech egzemplarze, stały się flagowym produktem marki. Dziś można w nich tańczyć, owszem, ale służą przede wszystkim na co dzień, wnosząc w życie tyle wygody, ile to tylko możliwe.

Do Polski buty Anniel sprowadziły dwie przyjaciółki, Agnieszka i Karina. Sprzedają je w Szczecinie w butiku Kafka Concept, ale też w swoim sklepie internetowym. Cieszą się tak dużym zaufaniem marki, że kilka miesięcy temu mogły stworzyć własną mini kolekcję. Zdecydowały się na ruch w stronę zero waste, wykorzystując skóry zalegające w magazynie. Nietypowe kolory, przepiękne desenie, zaskakująca faktura pozwoliły na wykonanie limitowanej linii mokasynów – dostępnej tylko za pośrednictwem Kafki. Choć ceny ma konkretne (ale i uzasadnione – buty wciąż tworzone są ręcznie, wciąż w małej włoskiej manufakturze), rozeszła się prawie do cna. Klientki wracają po jeszcze. Raz spróbujesz – przepadasz na zawsze (sama to wiem).

Oczywiście z czasem zaczęły się pojawiać podróbki Anniel, przykłady można znaleźć nawet na naszym rodzimym podwórku, pozwolę sobie jednak nie przytaczać, by nie psuć atmosfery. Zwłaszcza wersja sznurowana okazała się atrakcyjna dla imitatorów. Jak z jej wygodą, nie mam pojęcia. Ale obawiam się, że ponad czterdzieści lat doświadczenia i sprawdzone patenty nie tak łatwo podrobić jak warstwę zewnętrzną. Porzucam temat, nie czas, nie miejsce.

Poniżej subiektywny wybór tego, co pokochałam w Anniel najmocniej. Na samym dole kilka propozycji ślubnych. Wartych rozważenia. Tym bardziej, że jeśli chodzi o ślubne ceny, to naprawdę trzymają rozsądny poziom. Gdybym brała ślub w tym roku, na sto procent zrobiłabym wcześniej zakupy w Kafce.

Leave a Reply