Kaszmirowy sweter za 50zł. Żakardowa kurtka Kenzo za 80. Kombinezon w stylu Rouje za cenę dziesięć razy mniejszą, a zapewne dwadzieścia lat starszy. I tak dalej, i tak dalej. To nie są miejskie legendy. To zawartość mojej szafy, do której doprowadziły prawdziwe historie. Wcale nie jestem jakąś super ekstra mistrzynią poszukiwań z drugiej ręki. Ale wypracowałam sobie parę metod, które działają. Jedną z najważniejszych jest orientowanie się w markach, przede wszystkim tych które zniknęły z konsumpcyjnej powierzchni ziemi. Bo one może i przestały istnieć, ale ich asortyment wciąż krąży po świecie. Oto kilka najczęściej spotykanych, które sama sprawdziłam (lub pamiętam z dalekiej przeszłości) i które można kupować w ciemno, bo nawet jeśli kiedyś nam się znudzą, będziemy mogli potem odsprzedać w dobrej cenie. Jak to się mówi? Ruch jest wszystkim, cel jest niczym. Zaczynamy!

Impuls, Rocky – to dawne linie H&M, które dziś spotykają się w młodzieżowym dziale Divided. Najgorętszy okres przeżywały w latach dziewięćdziesiątych, jako te najbardziej wyzwolone wizerunkowo, a jednocześnie świetnej jakości. Na co warto polować? W przypadku Rocky – na dżinsy. Genialne egzemplarze chodzą nawet po 5 zł. Impuls dziś byłby rozchwytywany ze względu na estetykę Y2K. W sumie to trochę takie tańsze Urban Outfitters.
Mandy Marsh – brytyjska królowa sukienek vintage. Marka istniała od 1972 roku, upadła wraz z nadejściem nowego tysiąclecia. Ciucholandy wciąż jednak pełne są fantastycznych produktów, a na co warto zwrócić uwagę, to fakt, że sporo z nich jest uszyte nie z poliestru (Wielka Brytania wręcz oddychała poliestrem), a z wiskozy. I to takiej, która praktycznie się nie niszczy. Owszem, zdarzają się wzory koszmarki, ale najczęściej Mandy Marsh to romantyczna łączka. Czyli coś, co z mody nie wychodzi.
St Michael – dawna linia marki Marks & Spencer, popularna zwłaszcza ze względu na dobrej jakości swetry. Nie zawsze jest to jednak wełna, sporo modeli z lat osiemdziesiątych powstała z akrylu, więc warto to sprawdzać. Natomiast zdarzają się egzemplarze z wełny szetlandzkiej. Tak, gryzie, ale jest nie do zdarcia.
Vroom & Dreesman – to kolekcja nieistniejącego już holenderskiego domu towarowego pod tą samą nazwą, założonego w 1887 roku. To jednak całkiem inna historia niż choćby Sfera, która wywodzi się przecież z El Corte Ingles, a jakość ma tak złą, że oczy bolą od samego patrzenia. Ubrania V&D przetrwają dekady, tym bardziej, że już mają sporo za sobą. Nie są to żadne fajerwerki, ale jeśli szukamy klasyków, warto wpisać tę nazwę w wyszukiwarkę.
Jackpot, Cottonfield – marki w swoim czasie kultowe. Wywodzące się z Danii, początkowo występujące pod egidą Carli Gry, rozwinęły się w dwie niezależne linie: damską i męską. Słynęły zarówno z jakości, jak i potwornie wysokich cen. No i casualowego, skandynawskiego wzornictwa, które nawet w najbardziej zapracowany deszczowy dzień potrafiło przenieść nas w wyobraźni na słoneczną (choć chłodną) północną plażę. Dla pań – niezapomniane wzory kwiatowe. Dla panów – wariacje na temat kratki. Ciekawostka: sporo tych rzeczy powstawało w Polsce. Dziś obydwie marki, po perturbacjach, stały się częścią sieci supermarketów Kvickly. Niestety straciły swój urok. Dawne projekty zdarzają się w second handach, ja sama wciąż z sukcesem znajduję na Vinted dokładnie te rzeczy, o których marzyłam dwadzieścia parę lat temu, ale nie było mnie stać.
Telimena – polski akcent być musi. Marka niestety praktycznie nie istnieje, zapewne, jak wiele jej podobnych, nie dała rady stawić czoła nagle przyśpieszonej rzeczywistości. A zaczęło się w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia i miało całkiem nieźle. Przykładem niech będzie kilka moich dzisiejszych znalezisk na OLX. Płaszcz dżinsowy oversize – 50 zł. Koszula w błękitne prążki – 15zł. Oryginalnie drapowana mini sukienka w ceglastym odcieniu – 35zł. Wszystko mogłoby pochodzić równie dobrze z COSa. Gdybym sama sobie nie obiecała rozsądnej konsumpcji (nawet w sektorze vintage), już bym je miała w koszyku.
I jeszcze kilka marek, które wciąż istnieją, mają się dobrze, ale w Polsce wciąż są na tyle mało znane, że sprzedający bardzo łagodnie je wyceniają. Wiem, że ten tekst niesie ryzyko rychłej zmiany. Ale spokojnie, jeśli tak się stanie, znajdę Wam kolejne.
Filippa K – historia szwedzka, minimalistyczna i pełna klasyków, które możemy brać w ciemno. Koszulowe bluzki, satynowe spódnice, kimonowe sukienki, a także buty z kategorii „takie brzydkie, że aż ładne”. Ceny na półce? Jest poważnie. A na Vinted czy Allegro? Wełniany sweter za 25zł, a ta słynna klasyczna koszula za 39zł.
Closed – niemiecka marka dżinsów, w pewnym momencie i w pewnych kręgach zrobiła się tak modna, że w równie modny sposób podniosła ceny. Ale to, co na Farfetch czy Zalando kosztuje siedem stów, na Vinted można znaleźć nawet za dwie dyszki. Poważnie! Swój egzemplarz upolowałam akurat w Berlinie za całe 20€, co i tak stanowiło jedną dziesiątą ich ceny. Szczególnie godny uwagi jest model Pedal Pusher. To wiele fasonów połączonych ze sobą charakterystycznym trójkątnym karczkiem w talii. Lata osiemdziesiąte pełną gębą. Zabawne, bo ostatnio sporo sieciówek zaczęło ten fason naśladować. A Closed od paru dekad po prostu go nie wycofał.
Soaked in Luxury – i znów Dania, ale mimo pozorów żadne luksusy. Po prostu przyjemna sieciówka, znana głównie z obecności w sklepach multibrandowych jak Zalando czy Asos. Cechy charakterystyczne? Mocna reakcja na trendy. Ale ponieważ trendy to w ostatnich czasach rzecz umowna, wiele rzeczy super modnych można znaleźć w ciucholandach za ułamek oryginalnej ceny. Ja patrzę właśnie na koszulę w panterkę za 20 zł, spódnicę we wzór zebry za złotych 15 (jeszcze z metką!), a także kombinezon ze złotą nitką (całe 70zł). Wszystko czeka sobie na Vinted.
Ciąg dalszy nastąpi!
4 Comments
Krystyna Hycka
Vintage jest uroczy i też szukam takich ubrań. Jak najbardziej dobrze się czuję w takim stylu.
Agnieszka
Hej! Ja aktualnie mieszkam u Stanach. Uwielbiam Polskie marki ale niestety z przesyłkami z Polski do Stanów różnie bywa. Natomiast jest tu cała masa szmateksów, różnego rodzaju sklepów od „Goodwill” po specjalistyczne sklepy z odzieżą vintage. Czy są jakieś marki które mają podobne historie jak te powyżej które są/były dostępne na Amerykańskim rynku?
Ola
O matko! Faktycznie – ten Impuls H&Mowy wygląda jak Weekday, a kurtki Rocky można upolować w niskiej cenie. Odkąd przeczytałam książkę Joanny Glogazy „Wychodząc z mody” postanowiłam sobie wrócić do studenckiego nawyku odwiedzania lumpeksów. Teraz już wiem, na co polować. 🙂
Karolina
Można tez kupować u mnie, on line;) @vintage_mania_store , mam już nawet fantastyczna marynarkę Telimeny (100% wełny!) do wystwienia, ale to jeszcze ze chwile, bo na razie cisnę jeszcze letnie rzeczy – wiecie że cytrusowe kolory będa bardzo modne na wiosne i lato 2021? A u mnie własnie bardzo duzo cytrusów do wzięcia:) Robiłam nt temat prezentacje na FB, bo z intagramem nie zawsze mi po drodze.. jestem typowo vintage i preferuję FB;) nazwa taka jak na instagramie, z dopiskiem vintage is new new..