Zaczęło się od pokazów. I tekst ten miał ich w dużej mierze dotyczyć. Ale nie da się przewidzieć jutra. A rzeczone jutro okazało się zaskakujące w nieprzyjemny sposób, wszelkiego rodzaju pokazy i imprezy odsuwając w nieokreśloną przyszłość. Chciałam zacząć od tego, że jeśli w ogóle decydowałam się jeszcze gdzieś iść (co od dłuższego czasu, jeszcze sprzed pandemi, zdarza się bardzo rzadko – zainteresowanym polecam tekst „Dlaczego przestałam chodzić na pokazy?” sprzed dwóch lat), ich obecność często stanowiła decydujący argument.

White Noise to firma zajmująca się profesjonalną organizacją różnego rodzaju wydarzeń, głównie dookoła mody. Na koncie ma ponad pięćset zorganizowanych pokazów, spotkań i konferencji prasowych. Z jej założycielem, Oskarem Kacprzakiem, spotkałam się zimą tego roku, by spiąć w całość wszystko to, co ja o White Noise wiem oraz to, co sam chciałby moim Czytelnikom przekazać. Przy okazji przypomnieliśmy sobie nasze spotkania za czasów Łódzkiego Tygodnia Mody. Bo wtedy zespół White Noise się nieoficjalnie formował, poznając wszystkich, których w polskiej branży mody znać się powinno. Ale nie po to, by coś na tym ugrać (bo tak to zdanie trochę brzmi – takie czasy niestety…), lecz by działać od początku profesjonalnie i skutecznie. Moje ego ma się dobrze, więc raczej z uśmiechem przyjmowałam pytania w stylu „Pani do kogo?” zadawane przez, naciągnijmy to nieco, konkurencję White Noise przy wejściu na tę czy inną imprezę. Ich zespół, nawet jeśli wciąż powiększający się o nowe osoby, które mają prawo nie kojarzyć co poniektórych twórców (zwłaszcza gdy twórcy nie zabiegają o status celebryty), nigdy nie dał mi odczuć, że jestem w danym miejscu niepożądana czy przypadkowa. Zawsze potrafili jednocześnie i sprostać wymaganiom klientów (które bywają różne, jak wiemy), i kulturalnie odnieść się do tych, na którym może i klientom nie zależy, ale są pełnoprawnymi uczestnikami wydarzenia.
Dziś White Noise z sukcesem rozwiązuje nie tylko łamigłówki, jak pomieścić wszystkich w pierwszym rzędzie, ale też jak pozostać przy własnej tożsamości w czasach dla firm eventowych i specyficznych, i – co tu dużo mówić – niepewnych. I uruchamia nową gałąź działalności: bank talentów. Bo organizacja wydarzeń czy opieka nad markami to jedno, ale to przecież od dobrania odpowiedniego zespołu w dużej mierze zależy powodzenie danego przedsięwzięcia. White Noise Talents to fotografowie, styliści, scenografowie, operatorzy, fryzjerzy, makijażyści i choreografowie. Doświadczeni, zdolni i ambitni, już dziś z bogatym portfolio, gotowi rozwijać się dalej. Wśród nich m.in. fotograf mody Mateusz Tyszkiewicz, Kristina Ivanch specjalizująca się w zdęciach produktowych, grafik Wojciech Szczot (to on stworzył layout Fashion Post, wciąż jeden z najlepszych spośród nie tylko polskich serwisów mody) czy scenograf Wiktor Borkowski, współtworzący oprawę sesji m.in. do Vogue, Elle czy Harper’s Bazaar.
White Noise skraca dystanse – w pracy z klientami i w komunikacji z odbiorcami lubi być bezpośrednia. Do każdego projektu podchodzi indywidualnie, dbając o każdy szczegół. Wie, jak istotne są detale – cechuje ją wyczucie i wrażliwość wizualna. Stawia na długofalowe relacje i wysokie częstotliwości – a zaangażowanie mierzy w decybelach – czytamy w informacji prasowej. Swoją drogą sama nazwa też jest ciekawa, bo white noise, czyli biały szum, to dźwięk o tzw. płaskim widmie i równomiernej intensywności, według niektórych teorii działający kojąco i poprawiający skupienie. Piosenka zespołu Disclosure pod tym samym tytułem nieprzypadkowo towarzyszy w tle niemal każdej organizowanej przez agencję imprezie.
Pozostaje mi pogratulować pomysłowości i talentów, zarówno obecnych od początku, jak i przybyłych ostatnio, i trzymać kciuki za nowy, przedziwny sezon, który właśnie nadchodzi.