Machnęłam ostatnio na Instagramie pięknie opalonymi nogami. Cóż, poniekąd jest to efekt przeniesienia domowego biura na balkon, ale też utrzymywania działania słońca w sposób niewymagający smażenia się przez całe poranki. Czyli, mówiąc w skrócie, zastosowania balsamu brązującego. Pytań pojawiło się tyle, że na najczęściej powtarzające się postanowiłam odpowiedzieć tu, na blogu. Dzięki temu odpowiedzi zostaną z Wami na zawsze, będzie je znacznie łatwiej znaleźć niż na pędzącym Insta. W ogóle chciałabym zaznaczyć, że jestem prawdziwą ekspertką w temacie samoopalaczy. I bardzo ich nie lubię, bo lata próbowania kolejnych „hitów” owocowały zawsze tym samym zniechęceniem, pomarańczową szyją i marzeniem, by uciec od potwornego zapachu, który wytwarza się po pewnym czasie nawet z tych super, ekstra i najlepszych kosmetyków za ciężkie pieniądze. Aż pewnego razu, gdy postanowiłam poszukać czegoś brązującego, a jednocześnie wolnego od okrucieństwa, trafiłam na ten oto produkt. O ile mnie pamięć nie liczy, właśnie zaczęłam piąty słoiczek. Zatem mogę odpowiedzieć naprawdę solidnie.

Czy ma zapach samoopalacza?
Tak. Ale wyjątkowo delikatny. Zaczyna się cudownym aromatem pomarańczy z cynamonem i to nimi pachnie przede wszystkim. Po kilku godzinach od zaaplikowania zaczyna nieco „dawać”, że tak się kolokwialnie wyrażę, ale w granicach mojej bardzo słabej wytrzymałości. Zatem jest w porządku. A po kolejnych kilku godzinach zapach znika.
Jaką ma konsystencję?
Dosyć gęstą i kleistą. Dobrze się rozprowadza, choć początkowo nie chce wchłaniać. Nie należy się tym przejmować, tylko smarować cierpliwie. I nakładać małymi porcjami, jest bardzo wydajny.
Czy zostawia smugi?
Nie. Oczywiście odpowiednio nałożony. Jako weteranka samoopalaczy, polecam przed pierwszym użyciem zrobić porządny peeling. I raczej nie kłaść go przed snem, tylko w momencie, w którym możemy pochodzić swobodnie bez ubrania, żeby spokojnie się wchłonął.
Czy ciężko schodzi i czy brudzi ubrania?
Nie. Jeden peeling i jest ok. Nie zostawia też plam, po prostu się ściera równomiernie. W ogóle nie jest pod tym względem problematyczny. Lepiej nie nakładać białych rzeczy tego dnia, w którym go aplikujemy. Kolejne dni już są ok, nic się nie brudzi.
Jak długo się trzyma?
Gdy decyduję się przestać, zwykle jeszcze przez tydzień pozwalam mu naturalnie schodzić. Ale jeśli bardzo chcemy się go pozbyć, możemy przyśpieszyć proces wspomnianym przed chwilą peelingiem.
Na ile starcza?
Jeden słoiczek to trzy miesiące, przy użytkowaniu co drugi-trzeci dzień. Z tym że w pewnym momencie smaruję głównie nogi, weźcie to pod uwagę. Jego konsystencja jest na tyle gęsta, że nie potrzeba go dużo na jeden raz.
Czy daje naturalny efekt?
Najbardziej naturalny ze wszystkich znanych mi produktów. A poznałam chyba wszystkie dostępne w Polsce. Nie daje tej strasznej marchewki, po której można poznać sztuczną opaleniznę, tylko brązowo złoty odcień. Dokładnie taki, na jaki opala się moja skóra na słońcu. Wciąż dostaję pytania, gdzie się tak ładnie opaliłam. Nie mam problemu, by odpowiadać, że w łazience.
Czy można go stosować na twarz?
Tak. Krzywdy nie robi. Ostrożnie z szyją, zwłaszcza gdy już nieco starsza (u mnie to ona zdradza wiek, he he). Trzeba wsmarować bardzo dokładnie i posiedzieć prosto, żeby się nie zebrało zbyt dużo produktu w zmarszczkach (cóż… samo życie).
Czy jest testowany na zwierzętach?
Nie, nie jest. Marka Mokosh jest wolna od okrucieństwa, żaden ich produkt ani składnik na żadnym etapie produkcji nie jest testowany na zwierzętach. Tę informację mam z bloga Happy Rabbit, który jest najlepszym źródłem wiedzy o polskich kosmetykach CF.
Czy jest wegański?
Balsam brązujący jest wegański, natomiast niektóre produkty marki mają składniki odzwierzęce. Przy okazji warto rozróżnić, że produkt może być wolny od okrucieństwa, ale niewegański.
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, piszcie śmiało pod spodem. Postaram się odpowiedzieć. Warto też wczytać się w opinie o kosmetyku na stronie marki. Pod wszystkimi pozytywnymi mogę się podpisać. Dziewczyny piszą dosyć często, że nie spodziewały się, że będzie aż tak dobry. I to jest najlepsza jego charakterystyka. Dziękuję za uwagę.
1 Comment
beata
Też go uwielbiam, chociaż niestety u mnie gdy schodzi, to zostawia bardzo nierówne plamy, niezależnie ile bym nie szorowała peelingiem. Ale póki co i tak mam już trzecie opakowanie, bo najmniej śmierdzi samoopalaczowym zapachem ze wszystkich jakie miałam 😉 ale w przyszłym roku będę chciała wypróbować ecosonya, ponoć daje świetny efekt, a jest lżejsza konsystencja.