Berenika Czarnota. Sezon 12.

Które kolory połączy ze sobą tym razem? Który model stanie się tematem do dalszych wariacji? I wreszcie: który będę chciała kupić do swojej kolekcji? Na nowe projekty Bereniki Czarnoty zawsze czekam z niecierpliwością. A tu akurat cierpliwość jest kluczem, powstają bowiem ręcznie, wykonanie niektórych zajmuje nawet pięć dni, a długość włóczki można liczyć w kilometrach. Projektantka od dawna komunikuje: to nie są ubrania na jeden sezon. Za komunikacją idzie sama prawda. Mój najstarszy sweter pochodzi z kolekcji „Blue Moon” z 2015 roku i jest nie do zdarcia. Wprawdzie zajmuje pół walizki, ale mam na to sposób. Wybierając się w podróż, zakładam go na siebie. Zresztą jest to mój patent na wszystkie swetry Bereniki, bo zawsze składa się tak, że kupuję te najbardziej spektakularne, zarówno pod względem kolorystycznym, jak i rozmiarowym.

Co dzieje się w dwunastym sezonie? Przybywają obszerne kardigany, w tym jeden, będący kontynuacją letniego pomysłu łączącego w sobie różne ściegi, układające się w regularny, trójwymiarowy wzór. Oraz model Mitte, w kolorowe paski, z zaokrągloną listwą i mocno obniżonymi ramionami. Powracają grubo dziane klasyki oraz idea no waste: ten gigantyczny szalik z drugiego zdjęcia powstał z resztek, które zostały z kolekcji nr 9. Zresztą to jest w dzianinie niezwykle wdzięczne – ta technika pozwala bowiem na generowanie minimalnej ilości odrzutów. Nie zabrakło dużych, ciepłych czapek. Swoją drogą to zaskakujące, jak twarzowo wygląda się w takich przeskalowanych elementach. Berenika jest bowiem mistrzynią proporcji. Potrafi rzecz zaprojektować tak, że jednym zaokrągleniem rękawa czy skróceniem klasycznego swetra osiąga formę wciąż obszerną, lecz nieobciążającą sylwetki. Co więcej, te rzeczy nie potrzebują stopniowania. Jeden rozmiar sprawdza się na różnych sylwetkach. To też wiem z doświadczenia. Po przeskoczeniu czterech rozmiarów w dół wciąż wyglądam w jej swetrach świetnie. A gdybym skoczyła ze trzy rozmiary do góry od zeszłorocznego punktu wyjścia, też by było pięknie.

Ciężko uciec od stereotypu robótek na drutach, choć akurat w tym przypadku to tylko i wyłącznie pozytywne skojarzenie. Dlaczego? Bo podobnie jak w czasach, które dziś wrzuciliśmy do wspólnego worka z napisem „vintage”, dziś znów zaczynamy doceniać modę, która powstaje powoli i starcza na dłużej. Wówczas bardzo często nie było wyboru, stąd sporo smętnych skojarzeń, w których sweter marzeń zderzał się z ponurą rzeczywistością (w lepszych przypadkach rzeczywistość miała postać brązowej, potwornie gryzącej wełny szetlandzkiej, w gorszych – skrzypiącego w palcach akrylu). Tu sweter marzeń jest po prostu swetrem marzeń. Dopóki mole nas nie rozłączą…

Zdjęcia: Agnieszka Kulesza i Łukasz Pik
Stylizacja: Karolina Gruszecka
Asystentka stylistki: Katarzyna Mioduska
Makijaż i fryzury: Iza Kućmierowska

1 Comment

  • Jag
    Posted 5 października 2020 09:39 0Likes

    Ta zima chyba będzie poz znakiem Bereniki. Już od dawna czaję się na jakiś sweter/czapę jej projektu. Rok 2020 zdecydowanie wymaga dogadzania sobie, a jej ubrania wydają się do tego idelane 😉

Leave a Reply