Kto w latach dziewięćdziesiątych pędził ze szkoły do domu, żeby zdążyć na MTV Top 20 albo Selected? Sama wprawdzie dostęp do telewizji satelitarnej miałam dość późno, ale nadrabiałam wizytami u przyjaciół. Każdy dom wyglądał podobnie. W centralnym punkcie domu stał ołtarzyk… przepraszam, telewizor. Obok telewizora dekoder. A w dekoderze nasze ukochane stacje muzyczne i dostęp do teledysków, na które się czekało, które analizowało się oczywiście pod kątem mody (ach, jak ja chciałam być jak Lauryn Hill czy Alanis Morissette…) i chłonęło, bez rozpraszania jakimś telefonem czy powiadomieniami z fejsa. I do tych czasów i klimatów swoją najnowszą kolekcją wracają twórcy marki Undress Code. Co ciekawe, odgadłam inspiracje, zanim dotarłam do poniższych zdjęć. Wystarczyło spotkanie w ich butiku, szybkie spojrzenie na stare telewizory, welurowe elementy czy gwiezdny pył zdobiący transparentne części bielizny, by wiedzieć, że i oni dali się porwać wehikułem czasu do przeszłości.
Punktem wyjścia powstania Undress Code było body. Wówczas praktycznie poza modą, obecne jedynie w nostalgicznych umysłach niektórych z nas (tu się zgłaszam), w sklepach sporadyczne i mało wyjściowe. Co wydarzyło się od tamtej pory? Body wróciło na dobre, chyba ciężko znaleźć markę, która nie miałaby go w swojej ofercie. Ale tu jest zawsze krok do przodu. Bo oprócz klasycznych bieliźnianych Undress Code proponuje takie, które spokojnie pójdą z dżinsami i marynarką, odsłaniając co trzeba, ale też ukrywając newralgiczne, cenzurowane przez Instagram części naszego kobiecego ciała (jeszcze kiedyś z nim wygramy, zobaczycie). A w tym sezonie dodatkowo dające ciału więcej swobody, bo luźniejsze, z podkreślonymi na różne sposoby ramionami (moje ulubione to aksamitne z motylkowymi rękawami i dekoltem V), romantyczne i seksowne jednocześnie. I, co tu dużo ukrywać (sic!), chroniące odcinek lędźwiowy przed zmarznięciem.
Mamy też komplety bielizny, również modele z miseczkami (na razie od A do E, ale nie krzyczmy na markę, dajmy jej szansę), coraz doskonalsze i wciąż niestandardowe konstrukcje. Bo tu zabawa formą trwa w najlepsze, w końcu jak zapowiedziało się tworzenie nowoczesnej bielizny, trzeba iść do przodu. Mój faworyt w tej kwestii to komplet w deseń seigaiha, czyli japońskie fale, dobrze znane z kimon czy papieru origami. Motyw symbolizuje przypływy szczęścia, a także siłę i odporność. Przypadek? Nie sądzę.
Scenografia: Michał Zomer
Modelki: Beata Grabowska, Dominika Sornat
Makijaż: Aleksandra Przyłuska
Fryzury: Gor Durian
Retusz: Maria Biełuszko