Radości, która towarzyszyła mi, gdy marka Kaaskas powróciła do gry, nie da się opisać. Bo kto jak kto, ale Kasia Skórzyńska miała ogromny wpływ na to, w jaki sposób zaczęliśmy spoglądać na apaszki czy szaliki. Gdybym miała zrobić to, czego nie lubię robić, czyli przyrównać polską markę do zagranicznej, Hermès byłby najlepszym odniesieniem. Podobny stopień nowoczesności na kanwach do cna tradycyjnych przecież. Projekty Kaaskas są jak obrazy, można wpatrywać się w nie i wciąż odkrywać coś nowego. Inspirować się połączeniami kolorystycznymi, oszukiwać oczy jak przy oglądaniu barwnych trójwymiarowych albumów (ktoś pamięta?).
Powstają we Włoszech w regionie Como, szyte są z jedwabnej krepy, jedwabnego twillu, mieszanki jedwabiu i bawełny, a wersji zimowej – wełny z domieszką jedwabiu. Tym razem na warsztat trafił patchwork. Powstały motywy łączące dotychczasowe inspiracje kolażem z rzeczonym patchworkiem właśnie, przecinającym rzecz na cztery kwadraty z obwódkami lub wąskie paski, mieszającym różne motywy na jednej powierzchni. Całość spaja mocna paleta barw, pełna odcieni fioletu i różu, przetykana cieplejszymi akcentami. Oprócz geometrii – rośliny. To już chyba stały element kaaskasowego krajobrazu. Jesień obfituje w orchidee i hortensje. Nowość? Mięciutkie jedwabne torby i kosmetyczki w różnych rozmiarach.
Polecam gorąco zapisać sobie ten pomysł na później. Bo dosłownie każdy element tej kolekcji będzie fantastycznym prezentem. A wkrótce, mimo dziwnych okoliczności, zaczniemy się przecież za takowymi rozglądać.
Poniżej rzeczone arcydzieła. Czyż nie kusi, by oprawić je w ramy i powiesić nad łóżkiem?