Czy może KardasJan, jak sam sie przedstawia na Instagramie? To tegoroczny absolwent Katedry Mody warszawskiej ASP, autor niezwykle osobistej kolekcji dyplomowej, która została zaprezentowana w październiku w Domu Artysty Plastyka w Warszawie. Zawarł w niej rozważania na temat własnej orientacji, jej wpływu na życie, kształtowania rzeczywistości. Genetycznie zaprogramowany altruizm – tak orientację homoseksualną określa Edward O. Wilson. Zdanie to stało się początkiem mojej własnej teorii: homoseksualiści to tak naprawdę anioły; zesłani przez boga by pomagać, nie powinniśmy być linczowani, a czczeni – pisze Jan w informacji prasowej. Dorastanie w Polsce, kraju nietolerancyjnym, pełnym sprzeczności i uprzedzeń nie jest łatwe. Dorastanie w nim jako osoba homoseksualna jest jeszcze trudniejsze. Budowanie swojej osobowości, swoich poglądów, poszukiwanie pasji i zainteresowań jest mocno ograniczone. Codzienne obcowanie ze strachem nie pozwala w pełni budować swojego charakteru, nie pozwala rozwinąć skrzydeł. Uważam, że żeby móc przeżyć musimy tworzyć własną rzeczywistość, bańkę, bezpieczne miejsce. Skupiłem się na tym co i jak tworzy mój świat. Kolekcja ta jest zbiorem tego co mnie fascynuje, uwodzi, przeraża. Sięgnąłem po wspomnienia z różnych okresów mojego życia. Po artystów, muzykę, zdjęcia, była to długa podróż przez samego siebie. Chciałem aby ta kolekcja była jakby przełożeniem mojego świata na ubrania. By stały się one namacalnym dowodem mojego istnienia.
Być może dlatego tyle w kolekcji „Oh, What A World We Live In” skrajności? W tym róża – swoisty motyw przewodni wystawy, delikatna, w pięknym odcieniu, a jednocześnie uzbrojona w nieodłączne kolce, zdobiąca erotyczną huśtawkę czy wreszcie opakowania prezerwatyw? Ma swoją rolę również w sesji zdjęciowej, jako bukiet podtrzymywany przez wielofunkcyjną saszetkę na grubym łańcuchu. Delikatna satyna łączona jest z ręcznikiem, szorstki denim z koszulową bawełną, a gruba skóra z szarpanym patchworkiem. Jan używa niesztampowych materiałów, najczęściej z odzysku, z drugiej ręki, by już same w sobie niosły historię, którą następnie można nadpisać. Czy to za pomocą celowego podniszczania, wybielania, przeszywania czy mazania. Co ważne, forma nie przerasta treści i oprócz sprawnie oddanej wizji, mamy tu dobrze zrealizowaną kolekcję męską, której poszczególne elementy można stosować na co dzień, bez względu na płeć czy rzeczoną orientację (no dobrze, może w tym kraju faktycznie to wyzwanie, ale bądźmy optymistami). A prócz nich historie zdecydowanie bardziej sceniczne, teatralne, bezwstydnie fetyszystyczne wręcz, lecz wciąż dalekie od konwencji. Jestem zaintrygowana i autentycznie czekam na ciąg dalszy w wykonaniu tego młodego projektanta.
Poniżej fragment sesji wizerunkowej w ujęciu Markusa Lamberta.