Czy ktoś w tym roku w ogóle myśli o świetach? No właśnie. Nawet jeśli w głośnikach nielicznych otwartych sklepów zabrzmi „Last Christmas”, a w telewizji puszczą „Love Actually”, nie spodziewam się wybuchu euforii czy przedświątecznej gorączki (zresztą zarówno określenie „last christmas” jak i „świąteczna gorączka” w 2020 brzmią wyjątkowo pejoratywnie). Wielkich rodzinnych czy przyjacielskich spotkań pewnie też nie będzie zbyt wiele, skupimy się zapewne na kameralnych, a może i wirtualnych kolacjach, po cichu wspominając te wszystkie lata, gdy narzekaliśmy, że cały grudzień to niekończący się maraton biurowych „śledzików”, prowadzący do mety z rodziną przy stole, gdy człowiek nie ma ochoty ani na makowiec, ani na kolędy, bo skonsumował jednego i drugiego w ostatnich tygodniach aż nadto. No i te prezenty. Co, komu i po co, zamiast dawać przyjemność, zwyczaj ten zamienia się w sprawdzian ze znajomości drugiego człowieka, który zazwyczaj oblewamy. A trudno go nie oblać, gdy 24 grudnia lecimy do Empiku po brakujące elementy, ponieważ wcześniej źle policzyliśmy.
Oczywiście wizje te są celowo przesadzone, akurat ja zwyczaj obdarowywania bliskich uwielbiam i (z nielicznymi wyjątkami wynikającymi raczej z niezorganizowania niż braku sympatii do kogoś) wszystkie prezenty mam przygotowane na długo przed godziną zero. Wiem jednak, że przedświąteczne zakupy potrafią być bardzo stresujące. Najczęściej tylko dlatego, że sami sobie narzucamy pewien schemat, a nerwy stają się z tajemniczych powodów niezbędnym jego elementem. Tym razem Harel mówi dość. Nie ma litości dla stresu, wystarczająco się namęczyliśmy przez cały rok. Pora na relaks, właśnie dlatego piszę ten przewodnik jeszcze w listopadzie.
Jest jeszcze drugi powód. Z powodu pandemii zakupy przeniosły się do internetu. Wygodnie? Tak, owszem. Niestety w związku z tym mogą się wydłużać terminy dostaw. Nawet największym brakuje rąk do pracy, a kurierzy też mają swoje moce przerobowe i wytrzymałość. A może by tak wyrwać się z tej konsumpcyjnej matni? Zachęcam serdecznie. Jedno bowiem nie wyklucza drugiego. Od lat podkreślam, że można konsumować rozsądnie. Da się to zrobić nawet w przypadku zakupów w sieciówkach. Mamy wybór, korzystajmy z niego. Wybierajmy ostrożnie i odpowiedzialnie. Nie oceniajmy wyborów innych, zmianę nawyków zakupowych zaczynajmy od siebie.
Poniżej przedstawiam szereg pomysłów, ujmuję je jednak nie w kategorie co dla kogo, lecz po prostu polecam Wam sprawdzone miejsca, w których znajdziecie wspaniałe produkty w najróżniejszych cenach. Są to polskie biznesy, dziś nasze wsparcie jest dla ich właścicieli szczególnie ważne. Dlatego ja już mam dokładnie zaplanowane zakupy, które nie tylko ucieszą bliskich, ale też wesprą moje ukochane sklepy (nawet niektóre z punktów listy odhaczyłam!).

Zanim przejdziecie do przewodnika, mam jeszcze jedną niespodziankę. Oto szumnie zapowiadana specjalna świąteczna składanka, którą gra #radioharel. Zależało mi, by jednocześnie utrzymać się z dala od stereotypów, ale nie odchodzić zbytnio od tego, co przecież w okresie świątecznym kochamy najbardziej. Bo każdy potrzebuje odrobiny kiczu. Dlatego playlistę zwieńcza przebój, bez którego święta byłyby nieważne.
Tajfuny. Absolutnie genialna japońska (choć nie tylko) księgarnia z cudownie zaopatrzonym sklepem internetowym. W Warszawie działają Tajfuny na wynos, więc jeśli komuś po drodze, niech korzysta. Tajfuny to również wydawnictwo, warto śledzić nowości, a nuż zaskoczymy jakiegoś bliskiego mola książkowego czymś, czego nigdzie indziej znaleźć nie można?
Iossi – manufaktura kosmetyków naturalnych, które sprawdzam na sobie od kilku lat. Z okazji świąt pojawiły się specjalne zestawy prezentowe, które, co tu dużo mówić, opłacają się bardziej niż kupowanie wszystkiego osobno. Moje ulubione produkty? Zestaw do ust z peelingiem z mango i grejpfrutowym balsamem, masła do ciała (Spice of India w szczególności – ukochany zimą) oraz serum z wiesiołka i baobabu. Co istotne, Iossi wprowadziło program Zero Waste, w ramach którego możemy odsyłać puste opakowania, a w zamian dostaniemy zniżkę na zakupy i różne prezenty. Prezent za prezent? Mnie nie trzeba długo namawiać.
Obecnie to największy concept store z polską modą i designem. Cloudmine jest istną skarbnicą pomysłów na prezenty. Ubrania – oczywiście, jeśli znamy preferencje obdarowywanego, zawsze możemy zaryzykować. Ale są też zdecydowanie bezpieczniejsze opcje, jak biżuteria, dodatki do domu (jak na przykład te urocze lampy Siup Studio) czy jedwabne apaszki. Poza tym plakaty, książki, kosmetyki, przyborniki, herbaty… Nie sposób ich wszystkich wymienić. Przekonajcie się sami!
Rzeczownik… Gdy tam przychodzę, czuję się tak, jakbym znów miała osiem lat i spędzała długie godziny w sklepie papierniczym. Wiem, że nie jestem w tym osamotniona, założycielki sklepu zdradzają, że większość klientów wykazuje totalnie dziecięcy entuzjazm. Czy to dziwne? Ani trochę. Asortyment Rzeczownika to prawdziwy raj dla wielbicieli papieru i okolic. To też wspaniałe miejsce z prezentami dla faktycznych dzieci: przez książki, naklejki, flamastry po piórniki. Wiem jedno. Jakbym miała dzieci, to bym je tam ciągała codziennie, he he.
Trzask! Mimo nazwy, zamówienia przychodzą w doskonałym stanie. Ta ceramiczna manufaktura robi chyba najbardziej instagramowe gadżety pod słońcem. A w każdym razie plasuje się bardzo wysoko w tym rankingu. W ofercie prześliczne kubki i talerzyki, ale też biżuteria, świeczki, plakaty i pocztówki (panda w wannie wygrywa wszystko… no dobrze, może jeszcze koty ćwiczące jogę). Jest też opcja kupienia karty podarunkowej. Nawet ona jest przeurocza.
Spinki nie wychodzą z mody. Zajmują zasłużone miejsce w dziale z biżuterią, zaraz obok kolczyków czy pierścionków. W moim przypadku wręcz zastępują kolczyki, bo nie mam przekłutych uszu, a czasem chciałabym w ich pobliżu się ozdobić. I tu przychodzi z pomocą Turtle Story – polska marka produkująca spinki od trzech dekad. Proponuje nam nie tylko nowe kolekcje, lecz również produkty z przepastnego archiwum. Jak widać, nie zestarzały się ani trochę. Taka spinka to prawdziwa inwestycja. I gwarantuję, że nie nadużywam tu tego słowa. A kogo do spinek nie przekonałam, ma do wyboru kolczyki i naszyjniki. Wykonane z tą samą starannością, gotowe towarzyszyć nam latami, a potem etycznie się rozłożyć (bo powstają z biodegradowalnych materiałów, żaden tam plastik). Każdy z produktów przychodzi w pięknym opakowaniu.
Minou Cashmere. To pomysł dla portfela, który w 2020 nie ucierpiał, bo rzecz kosztowna. Natomiast jedno jest pewne: kto raz spróbuje kaszmiru, nie będzie chciał wrócić. Flagowym produktem Minou są chusty i szale w jakości niespotykanej nigdzie indziej w Polsce. Powstają w Nepalu z włókien certyfikowanych, zatem nie ma ryzyka, że zwierzę cierpiało przy wyczesywaniu. Jest to problem ostatnio głośny, dlatego warto pytać. Minou od samego początku stawia na etyczną produkcję, dlatego możemy tam kupować z czystym sumieniem. Nowość? Pudełkowe swetry z golfem. Poza tym świetne czapki i rękawiczki. Uwaga, jest możliwość kupna na raty.
I znów wracamy do Japonii. To mój bardzo osobisty sposób rekompensaty za niedoszłą do skutku wycieczkę do Tokio, którą planowałam na ten rok. Trudno, w końcu marzenie spełnię, na razie dzielę się kolejnym cudownym sklepem, Zanshin, sprowadzającym stamtąd same wspaniałości. Laleczki Kokeshi czy machające łapką koty na szczęście, wachlarze, chustki furoshiki, herbata oraz genialne bento boxy, czyli pudełka na jedzenie (tu optymistyczne spojrzenie w przyszłość, gdy znów będą nam potrzebne). W najnowszej kolekcji marki Monbento pojawia się postać Małego Księcia. Tak tylko mówię.
P.S. Warto śledzić promocje na zestawy bento właśnie.
A może by tak złożyć parę socrealistycznych bloków z papieru? Brzmi intrygująco? Dużo więcej wrażeń gwarantuje sklep Zupagrafika. To niezależne wydawnictwo i studio grafiki w jednym, stworzone w 2012 roku. W ofercie ma przepięknie wydane albumy o wcale nie takiej pięknej architekturze (przynajmniej z pozoru), plakaty oraz – uwaga – wycinanki. Te ostatnie to mistrzostwo świata. Do wyboru Katowice, Warszawa, Londyn i Paryż w opcji brutalistycznej i socrealistycznej. Ten sklep to zdecydowanie moje odkrycie 2020.
Pozostając w klimatach retro, eufemistycznie ujmując, przechodzimy do sklepu Pan Tu Nie Stał, czyli źródła najzabawniejszych, a przy tym wspaniale zaprojektowanych prezentów. Pozostając w iście barejowskiej stylistyce, twórcy marki potrafią fantastycznie odpowiadać na rzeczywistość. W tym roku moim ulubionym motywem jest świat dorosłych w kolekcji „Bardzo Duzi”. Koszula z problemami dorosłych nie tylko znajduje się na mojej prezentowej liście, ja już ją mam przygotowaną do położenia pod choinką. Tekstylia, Mała Gastronomia, Miss Turnusu… – jeśli te określenia budzą w Was nostalgiczną czułość, nie wahajcie się ani chwili dłużej.
Pora na kolejne odkrycie 2020: Révolte. Zaskakujące porcelanowe piękności walczą z przewidywalnością i wszechobecną nudą. Talerzyki i półmiski przedstawiają… małpy jedzące ostrygi lub Marię Magdalenę ze skorpionem we włosach. Scenki jak z baśni, podrasowane zaskakującymi kolażowymi elementami, na koniec ręcznie złocone na brzegach będą świetnym miejscem na biżuterię, klucze lub równie oryginalne desery. Ja to najchętniej bym taki talerz powiesiła na ścianie.
Więcej dobrego wzornictwa? W tym specyficznym czasie targi Wzory przenoszą się całkowicie do Internetu, między 1 a 10 grudnia organizując Wzory Online #UratujDesignnaŚwięta. Będzie okazja nie tylko do wirtualnego zwiedzania, ale też do odkrycia fantastycznych polskich marek, które, co tu dużo mówić, w pandemii mają nie najlepiej. „Jeśli walczycie o to żeby świat był piękniejszy to nadchodzi decydująca bitwa. Kup polski design i uratuj kogoś na święta! Już nasza w tym głowa, abyś znalazł na naszych targach najlepsze prezenty!”- piszą organizatorzy. A Harel się pod tym podpisuje.
Wprawdzie przeważają tu marki zagraniczne, ale biznes jest polski, znam sklep od pierwszych dni istnienia i jestem pod nieustającym wrażeniem, jak się rozwija. Plus: podziwiam też intuicję jego założycieli. Sprowadzają bowiem do Polski rzeczy, które dopiero parę sezonów później stają się modne (tak było np. z kultowymi butami Veja). O kim mowa? O Panu Pablo. To również pionierzy mody na termosy i własne kubki wielorazowego użytku (tu na pierwszym miejscu oczywiście Stojo). No i muszę przyznać, że mają fantastyczne newslettery. Warto się na nie zapisać, nie umkną nam wówczas żadne promocje. A te się zdarzają, co jest miłe zwłaszcza w przypadku plecaków Kanken czy butów Emu, które jednak swoje kosztują.
A teraz zabrzmię jak klasyczna influencerka. „Kochane, wszystkie mnie pytacie o te plakaty…”. Ale faktycznie, sporo dostaję pytań o plakaty, które wiszą u mnie w domu i które czasem pojawiają się na Instagramie. Te ulubione, filmowe, kupuję w Galerii Polskiego Plakatu we Wrocławiu (oczywiście online). Wybór jest obłędny, na filmie się nie kończy, muzyczne impresje Waldemara Świerzego, zawsze pogodne niebo Rafała Olbińskiego, quasi dziecięca kreska Henryka Tomaszewskiego… – mogę tak wymieniać długo, dlatego najlepiej sprawdźcie sami, co się w internetowym sklepie galerii kryje. Poniżej Andrzej Krajewski i dwa plakaty, które mam przyjemność oglądać codziennie.
I na koniec kilka torebek w jednej, czyli Make Yourself Bag, ambitna marka, która rozwija skrzydła, aż miło, a przy okazji wciąż zachowuje rozsądne ceny. Jak na ręczną produkcję, naprawdę konkurencyjne. Idea polega na tym, że wybieramy torebkę bazową i dobieramy do niej takie elementy, jakie najbardziej nam pasują, tworząc własny, oryginalny zestaw. Tutaj też warto się przyglądać, teraz na przykład pojawiły się gotowe zestawy w niższych cenach. Opcji jest naprawdę sporo, w tym również karta upominkowa. Do rozważenia.
Zainspirowani? Mam nadzieję. Jeśli wciąż Wam mało, zarówno ten blog, jak i mój Instagram codziennie przynoszą jeszcze więcej pomysłów. Życzę Wam udanego tygodnia, udanych i rozsądnych zakupów oraz tego, by Wasi bliscy też trafili na ten wspaniały przewodnik.