Drunk Elephant w Polsce!

Na dobry początek tygodnia taka wiadomość. Kosmetyki Drunk Elephant od 9 marca będą oficjalnie dostępne w naszym pięknym kraju. Najpierw online, a 22 marca stacjonarnie w sklepach Sephora. Wiem, że można je było dostać w paru miejscach na zamówienie, lada moment dostępna będzie pełna ich kolekcja.

A cóż to, a któż to? W pewnych kręgach Drunk Elefant jest równie kultowa co Glossier. Nie tylko ze względu na piękne, instagramowe opakowania, rzecz jasna, choć z pewnością w obecności w mediach społecznościowych nie przeszkadzają. Marka powstała w 2013, jak to zwykle bywa, z potrzeby serca i sytuacji. Jej założycielka, Tiffany Masterson, borykała się z problemami skóry, przez cały ten czas nie trafiła na żaden kosmetyk, który by jej pomógł na dłużej. Postanowiła zatem stworzyć go samodzielnie, zgłębiając wiedzę o składnikach i wyróżniając sześć z nich, które nazwała „Suspicious 6”, czyli „podejrzana szóstka” (to brzmi jak tytuł Tarantino) i dla których nie ma u niej miejsca. Zaczęło się od sześciu produktów, dziś jest ich znacznie więcej, a strefa pielęgnacji objęła również włosy i całe ciało. Skąd nazwa? Jedna z badanych przez Tiffany ingrediencji, afrykański olejek marula, wiąże się z mitem według którego słonie upijają się owocami z tego drzewa. Swoją drogą my też możemy się upić, bo słynny likier Amarula z RPA to nic innego, tylko przysmak słoni w płynnej postaci dla dorosłych homo sapiens. Czyli wcale nie taki mit.

Najważniejsze pytanie. Czy skoro pojawia się na moim blogu, jest wolna od okrucieństwa? Tak i nie – co sprawdziłam na blogu Logical Harmony, którego autorka prześwietla pod tym kątem światowe marki od lat. Tak, bo sama marka nie testuje na zwierzętach, dba też, by dostawcy składników byli pod tym kątem sprawdzeni. Nie, bo należy do koncernu Shiseido, który takiego statusu nie ma. Czyli dobry przykład na to, o czym opowiadałam w swoim podcaście „Cała prawda o kosmetykach bez okrucieństwa”, gdy marka jest ok, ale firma matka już nie. Wybór należy do nas. Ja czasem sięgam po taką opcję (np. matową pomadkę Nyx w odcieniu Rome – bo lepszej nie ma nikt). Na razie Drunk Elephant mogę polecić jak książkę po dobrej okładce. Jak tylko wypróbuję to i owo, dam znać. Zapewne na Instagramie, tam najłatwiej.

Leave a Reply