There Is No More. Kolekcja ślubna.

Ślub to jedno z tych ogromnych przedsięwzięć, które zasługuje na wyjątkową oprawę, a często bywa jednorazowe – od wystroju sali przez suknię suknię aż po dodatki. Wierzymy, że w ten dzień można dokonywać wyborów absolutnie unikatowych, ale też mądrych i opartych o zrównoważone rozwiązania – piszą Anna i Kasia, założycielki marki There Is No More. Od kilku lat proponują alternatywę dla szybkiej mody, dając nowe życie ubraniom z drugiej ręki, przerabiając je na akcesoria. Zaczęło się od torebek – woreczków na ozdobnych sznurkach, z chwostami, często w pojedynczych egzemplarzach, bo wszystko uzależnione jest od dostępności danego materiału. A materiał to najczęściej gotowy ciuch, którego nikt nie chce nosić, bo może fason już nie ten, ale za to gatunek najprzedniejszy. Do torebek dołączyły dodatki do włosów: gumki, wstążki i opaski. A dziś There Is No More wita dzień całkiem nową linią: ręcznie wykonanych, unikatowych akcesoriów ślubnych.

Jednorazowość ślubnego stroju wydawała mi się bez sensu, jeszcze zanim temat ekologii czy rozsądnego korzystania z zasobów zaistniał w szerszej świadomości. Przygotowując się do własnego ślubu wychodziłam z założenia, że nie po to oczekuję na tę cudowną sukienkę, by po paru godzinach na zawsze schować ją do szafy. Nie neguję tradycji czy dziewczęcych marzeń o byciu księżniczką przez jeden dzień. Mnie to po prostu nigdy nie kręciło, pal sześć planetę. Dlatego zdecydowałam się nie na suknię, tylko sukienkę (od Ani Kuczyńskiej, stałe Czytelniczki pewnie pamiętają, kimonową, z błękitnej koszulowej bawełny), buty, w których mogłam jeszcze potem śmigać poza urzędem stanu cywilnego i torebkę ze sklepu indyjskiego, bardzo ozdobną wprawdzie, ale w kolorze fuksji, wyszywaną muszelkami i koralikami, raczej wakacyjną niż formalną. I przydawało się to wszystko jeszcze długo po ślubie, a do sukienki wróciłam całkiem niedawno, gdy znów zaczęłam się w nią mieścić. Okazuje się, że wygląda jak najświeższe projekty Ganni.

Wracając do meritum, dziś takie podejście jest coraz bardziej powszechne. Żegnamy się oficjalnie z jednorazowymi kubkami czy sztućcami, a jeśli jeszcze ich używamy, są z takich surowców, które w mniejszym stopniu zaszkodzą przyszłym pokoleniom. Slogan marki Primark sprzed jakichś dwudziestu lat, który brzmiał w wolnym tłumaczeniu „załóż raz i wyrzuć” też zestarzał się niemożebnie. Wiem, że ślub jest wyjątkowym wydarzeniem, że chcemy podkreślić jego wagę, że strój jest kluczowym tego elementem. Pomyślmy jednak nad nietypowymi rozwiązaniami. Jeśli nas przekonują, nikomu nic do tego. Mam na myśli m.in. presję rodziny, której ja akurat zupełnie nie odczuwałam, ale gdy podzieliłam się lata temu na swoim nieistniejącym już szafiarskim blogu Lookbook Harel tą sukienką, mnóstwo komentarzy było w tonie: „Chciałabym, ale rodzina mi nie pozwoli”. Myślicie, że nie odpowiadałam na pytania, na czyj ślub ta sukienka? Bo przecież chyba nie na mój, taka skromna i bez szaleństw.

Wiem, że w tej kwestii epidemia ma swoje plusy. Poważnie. Rozmawiałam z kilkoma osobami, których śluby przypadły na ten niewdzięczny czas. Wiecie, z czego się cieszyły? Że dzięki obostrzeniom mogły uniknąć zapraszania tych osób, których wcale nie chciałyby oglądać, ale w standardowej sytuacji nie wypadałoby nie zaprosić. Zwykle to właśnie tacy goście pozwalają sobie na zbyt wiele. Ale to już inny temat. W tym roku czy nie, dziś czy jutro, ślub to taka ceremonia, która powinna się odbyć na Waszych warunkach. Jeśli macie ochotę na coś wyjątkowego, np. takie upcyklingowane akcesoria, po prostu po nie sięgajcie, bez wyrzutów. A jeśli wolicie utartą ścieżkę… to też w porządku.

1 Comment

  • Maria
    Posted 18 marca 2021 20:03 0Likes

    Ciekawy artykuł podoba mi sie super

Leave a Reply