Zjeść ciastko i mieć ciastko? Na tym polega ta przyjemność, że stoję sobie przed taką gablotką, oglądam wszystko, co się w niej znajduje, a potem wybieram to, co najbardziej mi się podoba. I konsumuję. Wiem, że jestem znana z porównywania mody do jedzenia. Ale faktycznie – podobieństw jest sporo, choć moda jedzenie przez długi czas swojej bytności na tej planecie wykluczała. Niesłusznie, na szczęście poprawiła się w tej kwestii i dziś już sobie koegzystują, nawet momentami w przyjaźni. Bo na przykład takie trendy. Niektórzy wieszczą ich koniec, a inni naciskają, że nigdy nie były ważniejsze – bez względu na teorię, w praktyce one się po prostu rodzą, rosną w siłę i odchodzą, jak zwykle. Ale sporo ich, w większości są kuszące, skąd jednak mamy wiedzieć, czy w nadmiarze nam nie zaszkodzą? A może którychś z zasady nie lubimy? Czemu zatem miałybyśmy się przełamywać, skoro nam dobrze z tym, co jest? Stąd mój dzisiejszy przewodnik po letnich trendach. Ważnych, lecz wybranych osobiście, tak, by pasowały do tego, co już mam, bym nie musiała za wszelką cenę modyfikować garderoby czy wypracowanego stylu, w którym przecież czuję się doskonale. Sięgam po te, o których się mówi, których sporo na wybiegach i na które mocno reaguje nie tylko branża, lecz świat w ogóle. Ale jednocześnie wybieram tylko te, z którymi mi po drodze. Bo całej gablotki nie strawię, to proste. Tekst przygotowałam we współpracy z marką Reserved. Zaczynamy?

Eskapizm. Skąd go tyle? Wiadomo. Z niemożności swobodnego podróżowania. Ostatni rok mocno dał się nam we znaki, a ograniczenia uruchomiły pokłady marzeń o dalekich wycieczkach. Moda sięga do najróżniejszych zakątków świata nie od dziś, a wakacyjny nastrój lubi przywoływać szczególnie. W 2021 roku nie czekała nawet do lata, bo już zima była nadzwyczaj pod tym względem inspirująca. Ustawianie domowej dżungli wokół telewizora, przygotowywanie balkonów na nowy sezon, a przede wszystkim całkiem udane próby relaksu nie w spa, nie tysiące kilometrów od domu, lecz w tym samym miejscu, w którym od wielu miesięcy pracowaliśmy. Stąd tyle wygody na wybiegach i nie tylko, dalekiej jednak od standardowego dresu, który chyba już na dobre pozostał w roku 2020. Prym od dawna wiedzie Isabel Marant, łącząc pamiątki z podróży z codziennym komfortem, a zaraz za nią podąża Maria Grazia Chiuri, od kilku sezonów proponując w swoich kolekcjach dla Christiana Diora wycieczkę dookoła świata.
Jak zacząć? Oczywiście od pudełka z pamiątkami. A gdy pamiątek brak, bo ogarnął nas szał oczyszczania przestrzeni, pleciony koszyk będzie idealny na start. Albo coś w deseń egzotycznych kwiatów. Dżinsy lub szorty, sandały i gotowe. Jak mawiają informatycy, u mnie działa.
Robótki ręczne. Znów efekt zamknięcia w domach. Masowo sobie o nich przypominałyśmy, sięgając po schowane w głębi szuflad włóczki, druty i szydełka, odpalając instrukcje na YouTube i ucząc się nowych technik lub odgruzowując wiedzę wyniesioną ze szkoły. Nawet TikTok robótkami ręcznymi stoi, a to, co potrafią wykonać jego użytkowniczki, przechodzi ludzkie pojęcie (w pozytywny sposób, rzecz jasna). Już rok temu viralem okazał się kolorowy sweter projektu JW Andersona, spopularyzowany przez Harry’ego Stylesa. O co chodzi? A no o to, że było tyle prób odtworzenia modelu, że w końcu sam projektant udostępnił jego wzór online, wraz z instrukcją wykonania. Co jednak z tymi, które upierają się, że mają dwie lewe ręce, a wokół nie znajdują żadnej osoby, która by zrealizowała ich marzenie? W sklepach roi się od historii zainspirowanych. Zresztą wystarczy spojrzeć, jak wyglądała najnowsza kolekcja Gabrieli Hearst dla Chloe, by zorientować się, że rękodzieło wygodnie się usadowiło w głównym nurcie i szybko się nie podda.
Ja noszę takie rzeczy najchętniej w połączeniu z klasyką, czyli np. szydełkowy top na białą koszulę (albo pod, wtedy koszula rozpięta) albo sięgam po akcesoria, niektóre nawet sama robię.
Cottagecore. Swoiste połączenie dwóch wcześniej wymienionych. Cottage, czyli chatka, najlepiej na skraju lasu. Brzmi znajomo? W siłę trend ten rósł w zeszłym roku, pozwalając odkrywać miejsca blisko natury, odłączając nas od internetu i przywołując estetykę z bajki o Czerwonym Kapturku czy serialu „Domek na prerii”. Wystarczyło spojrzeć na modne skandynawskie ulice, by dostrzec umiłowanie uroczych kołnierzyków, słodkich sukienek w kwiatki czy kratkę, nieco za dużych, jakby noszące wciąż były dziewczynkami, które za chwilę urosną. A ponieważ jesteśmy na łonie natury, kapryśnej i nieprzewidywalnej, dodatki najczęściej bywają praktyczne. Nie dziwi zatem obecność kaloszy, pojemnych plecaków czy utylitarnych kurtek. Całość ma oddalać od konkretnych ram czasowych, być trochę retro i trochę naiwna, z obowiązkowymi elementami rękodzieła. Co sama z tego trendu czerpię? Jeśli kołnierzyk, to najchętniej odczepiany. Bo nigdy nie wiem, kiedy mi się znudzi, a to może być w środku dnia. Słodkie sukienki? Ok, byle nie za krótkie i nie za małe. A wszelkie kontrasty uwielbiam, dlatego elementy trekingowe czy po prostu przeciwdeszczowe w połączeniu z tym vintage romantyzmem kręcą mnie bez wyjątku.
Jeśli nie kręcą nas ubrania inspirowane wystrojem starej chatki, zawsze sprawdzi się duży kołnierzyk i bufki. U mnie tylko to pierwsze, z bufkami mi nie po drodze, z nielicznymi wyjątkami.
Denim w wersji light. Kiedyś po dżinsach można było rozpoznać daną dekadę. Dziś wszystko jest dozwolone, a z mody podobno wyszły tylko rurki (jeśli wierzyć zapewnieniom pokolenia Z). Co słychać u góry? Chanel, Celine, Balmain, a nawet Alexander McQueen – pora raz na zawsze obalić stereotyp, jakoby dżinsy należało chować wraz z ostatnim wiosennym przymrozkiem do szafy i trzymać je tam do jesieni. Tak, wiem, upały klasycznemu denimowi nie sprzyjają, ale kto mówił o klasycznym denimie? Tkanina robi się cieńsza, kolor znacznie jaśniejszy, a fasony więcej odsłaniają niż zasłaniają.
Co będzie w tym roku na pewno? Dżinsowe bermudy. Jak mi się znudzą, zrobię z nich szorty. Obszerna kurtka zawsze się sprawdza wieczorami do lekkiej sukienki. Czy można to nosić w komplecie? Ba! Nawet trzeba!
Cukiereczki. Pastele są domeną lata i niczym nowym, ok. Ale w takiej wersji i nagromadzeniu dawno ich nie było. Wyglądają jak torebka cukierków „puderków” albo zamrażarka pełna lodów owocowych. Śmiało łączymy ulubione smaki, bez obaw, że się przenikną i popsują. Ba, eksperymentujemy, pistację dodajemy do koktajlu jagodowego i śmietankowych malin, całość ozdabiając bitą śmietaną. Jak nie odlecieć od tej słodyczy? Ja się zawsze ratuję kontrastującymi akcesoriami. Ciężkie sandały czy buty sportowe zawsze dają radę. Albo japonki, gdy upał naprawdę doskwiera. I minimalny makijaż, bo do takiego procentu cukru w cukrze nie ma sensu dokładać kolejnych warstw.
Uniwersalny punkt wyjścia: pastelowa koszula. Niech nam podpowie chociażby różowa wersja u Valentino – obiegła chyba wszystkie możliwe relacje z wiosennych pokazów. W sumie się nie dziwię. Prosta rzecz, a jak cudownie działa!
Oczywiście jestem na tyle sprytna, by każdy element z każdej kategorii w miarę do siebie pasował. W ten sposób nie muszę nadto planować, jak zbliżający się sezon przywitam, bo to samo wyjdzie. A zamiast wymieniać całą szafę, dołożę ze trzy nowe rzeczy i będzie idealnie. Bo, przypominam, moda jest dla człowieka, nie człowiek dla mody. Niech służy, przydaje się i cieszy, nigdy męczy.
1 Comment
elf
Zachwyciła mnie ta kolekcja juz jakiś czas temu. I dobrze, bo piene wzory, kolory i niezłe ceny. Kurtkę kupiłam i kuis wiekśzoć rzeczy. Choc odstarsza poliestrowa podszewka w marynarce. Ale ogólnie sztosik, choc zastanawiam sie czy to nie przypadkiem zasługa zdjęc Soni Szóstak;))