Dla każdej z nas.

Na początku było miło. Gromadziliśmy się w niedużych grupach, wymienialiśmy pasją i doświadczeniami, mogliśmy liczyć na wzajemną pomoc i zrozumienie. Co pewien czas trafił się tzw. troll, który potrafił nieco namieszać, raczej jednak szybko rezygnował, bo nie osiągał nawet minimum swojego celu. Potem zaczęło nas przybywać, konkretne zainteresowania ustąpiły miejsca ogólnej ciekawości i skłonności do podglądania życia innych. Tym bardziej, że inni coraz chętniej się swoim życiem w sieci dzielili. „A skoro się dzielą, to sami się proszą o opinię. A jeśli spodziewają się samych oklasków, to my już im pokażemy!”. W końcu wskazówka wychyliła się w zupełnie inną stronę, pasja, doświadczenia czy po prostu sympatyczna atmosfera zostały zepchnięte na margines. Tak w dużym skrócie przedstawia się historia mediów społecznościowych: od forów czy blogów z mnóstwem komentarzy, przez Facebook, Instagram, YouTube czy wreszcie TikTok oraz pochodne. Jeśli jesteśmy wystarczająco zdeterminowani, owszem, odkryjemy miejsca wartościowe i budujące. Coraz częściej jednak, gdy zaglądamy tu czy ówdzie, przytłacza nas nie tylko skala czy liczba kont, ale także (niestety) ich wątpliwa przydatność, a wręcz szkodliwość. Stąd coraz popularniejsze zjawisko tworzenia w sieci miejsc przyjaznych, odpowiedzialnie moderowanych i zamkniętych. Na kanwie wyżej wspomnianego powstała facebookowa grupa „Dla każdej z nas” pod patronatem marki Reserved.

Przestrzenią oraz jej użytkowniczkami będą opiekować się Marta Niedźwiedzka, Magda Jagnicka, Beata Śliwińska, Marta Śliwicka, Tosia Kolo, Magdalena Janik oraz Iza Kućmierowska, a także wiele innych inspirujących kobiet. Każdego dnia będą zapraszać na wirtualne spotkania inne kobiety i poruszać tematy ważne i lżejsze – zawsze na czasie. To zaproszenie do kulturalnego dialogu, bez anonimowych głosów, bez hejtu, za to otwarte na różnorodność i wymianę zdań na poziomie. To wspólne dyskusje, gotowanie, treningi jogi, porady stylizacyjne czy słuchanie specjalnie wybranej muzyki. Ja również zostałam zaproszona na spotkanie i już w czwartek, 8 lipca, porozmawiamy z Martą Niedźwiedzką i Apolonką m.in. o tym, dlaczego kobiety nie lubią swoich ciał. Skąd wiem, że nie lubią?

Zderzam się z tym codziennie. Choć już lata temu zaczęłam podkreślać, że naprawdę nie jest odwagą wyjść z domu taką, jaką się jest, wciąż dostaję gratulacje. Za odsłonięcie kolan lub ramion. Za brak makijażu. Za kostium kąpielowy bez kraty na brzuchu. I tak dalej. W tym podziwie jest pewna pasywna agresja. Wiecie, na zasadzie: „Ja bym tak nie mogła, wiesz? Podziwiam, że nie masz problemu ze swoimi cieniami pod oczami”. Czytaj: „Mogłabyś w końcu je zamaskować, nie masz szesnastu lat, pora dopuścić ten fakt do siebie”. Mam jedno szczególne zdarzenie, które zapamiętałam, dotyczyło bowiem osób może nie bliskich, ale z mojego otoczenia. Dosłownie rzuciły się na mnie z krytyką – dotyczyła ona braku makijażu. Było to tak bardzo intensywne i agresywne, że do dziś mam ciarki. I nie dlatego, że padły słowa, które miały na celu urażenie czy zdeprecjonowanie mojej osoby. Ale dlatego, że mocno się tymi ludźmi rozczarowałam. Dziś wiem, że najwyraźniej moja swoboda tak potwornie im nie odpowiadała, bo sami nie potrafili wyzwolić się z własnych ograniczeń. Zatem w ich słowach nie chodziło o mnie, lecz o nich samych. Mimo własnej wyrozumiałości postanowiłam mocno ograniczyć kontakty. Załóżmy, że wspaniałomyślnie uwolniłam ich od swojej własnej radości i braku problemów z wyglądem.

Ja sama mam duże szczęście. Wychowałam się w atmosferze miłości do ciała, jako czegoś najbardziej naturalnego na świecie. Bez narcyzmu, bez samouwielbienia, raczej w szacunku dla wszystkiego, co ciało potrafi, ale też do tego, co je ogranicza. I dla mnie całopozytywność jest tożsama ze świadomością tych możliwości i granic. Wiem, że zmiana jest najzwyczajniejszą sprawą pod słońcem, następuje w nas codziennie – od narodzin do śmierci. Zmieniają się rysy twarzy, nasza objętość, długość, szerokość, faktura skóry, kolor włosów. Nie to, że z otwartymi ramionami przyjmuję siwiznę. Choć piszę o tym otwarcie, raczej nikt nie podejrzewa, że moja fryzura to fryzjerskie dzieło malarskie. Podobnie z sylwetką. Zaczęłam ćwiczyć, więc siłą rzeczy się zmieniła. Ale gdybym nie farbowała włosów ani nie ćwiczyła, byłabym dokładnie tą samą osobą. Tylko siwą i bez talii. Usłyszałabym wtedy zapewne, że jestem zaniedbana. Odpowiedziałabym, że mogę pokazać swoje fenomenalne wyniki badań, które te zeszłoroczne biją na głowę, więc z tym zaniedbaniem zgodzić się nie mogę. Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność, ale już i tak wystarczająco oddaliłam się od sedna.

Podsumowując. Dumnie wspieram nową inicjatywę „Dla każdej z nas”, zachęcam Was do dołączenia, sama gościnnie będę się czasem udzielać, a przede wszystkim podglądać, co tam się będzie działo. I to chyba pierwszy raz od lat, kiedy odpalam Facebooka i do czegokolwiek się zapisuję. Bo uciekłam stamtąd właśnie przez negatywne zdarzenia. Niech to pokaże skalę mojej nadziei. Do zobaczenia!

Leave a Reply