Żyłka detektywistyczna czasem się przydaje. Na podstawie ogólnie dostępnych w sieci informacji udało mi się ustalić, że wreszcie możemy się spodziewać stacjonarnych punktów hiszpańskiej marki, na razie w Warszawie. Gdy na Instagramie zapytałam, czy markę znacie, prawie połowa odpowiedzi była przecząca. Z jednej strony się zdziwiłam, bo Bimba y Lola od lat pozostaje jedną z moich ulubionych, ale z drugiej, w nadmiarze wszystkiego, człowiek naprawdę ma prawo się nie orientować. Do rzeczy. Marka Bimba y Lola powstała w Hiszpanii w roku 2005, czyli jest tylko o rok starsza od tego bloga. Sama wpadłam na nią jakieś pięć lat później, akurat nie w Hiszpanii, lecz w Portugalii, gdzie robiłam wakacyjny przegląd lokalnych sklepów. I przepadłam, nie tylko z powodu logo z psem, ale też radości, która prawdopodobnie towarzyszyła marce od pierwszej kolekcji. Radość, beztroska, kolor, deseń – tu nie ma gorszych dni, tu zawsze jest dobry humor. Wspomniany pies też nie był przypadkowy. Bimba i Lola to imiona dwóch charciczek, należących do rodziny założycielek, Marii i Uxii Dominguez. Wprawdzie logo zostało uproszczone, ale zwierzęce nawiązania wciąż są obecne.

Można śmiało stwierdzić, że Bimba y Lola jest dumą Hiszpanii. Widać to w każdej lokalizacji, zarówno w większych miastach jak Madryt czy Walencja, jak i w całkiem maleńkich, niepozornych i wręcz nieturystycznych (trudno uwierzyć, ale takie miejsca również w Hiszpanii istnieją). Kobiety noszą Bimbę, bardzo często od stóp do głów. Sięgają po zwariowane motywy bez względu na wiek czy sylwetkę, całość zwykle zwieńczają którąś z charakterystycznych torebek, czy to plecionych z kolorowych skórzanych pasków, czy modnych od kilku lat nylonowych w ostrym kolorze lub ze zwierzęcym nadrukiem. Zresztą torebki te chętnie są podrabiane, co w sektorze tej półki cenowej stanowi raczej ewenement. Na nielegalnych kramikach, obok klasyków typu Louis Vuitton czy Dior leżą Bimby za jedną czwartą ceny. Czy kuszą? Tego nie wiem, z pewnością jednak nie znam drugiej sieciówki (nie licząc sportowych), która byłaby tak jawnie kopiowana.
Bimba y Lola konsekwentnie podąża za trendami i w swoim sektorze bardzo wcześnie je adaptuje. W estetycznej fascynacji światem cyfrowym wyprzedziła nawet duże domy mody jak Balenciaga chociażby. W inspiracjach nieporadną grafiką dawnych systemów komputerowych była przed TikTokerami. Śledząc poczynania marki można sporo przewidzieć, bo coś takiego jak ostrożność wśród zatrudnionych projektantów po prostu nie istnieje. Może i dobrze?
Jakość? Tu mogę się podzielić sporym doświadczeniem, bo rzeczy Bimby noszę od lat i są jednymi z porządniejszych w mojej szafie. Torebki służą długie lata, podobnie buty. Ubrania mają swoją datę przydatności do spożycia, wiadomo, odpowiednio pielęgnowane potrafią wyglądać jak nowe jeszcze wiele miesięcy po zakupie. Ostrzegam, jak raz się człowiek zachwyci tym dobrym humorem, nie będzie w stanie się od niego odwrócić.
Wady? Słynne wzorzyste apaszki, które kosztują niemało, szyte są z poliestru. Tak, w przeciwieństwie do jedwabnych można je prać w pralce i zostaną z nami na bardzo długo (nie chcę być brutalna, lecz mam ochotę stwierdzić, że zapewne nas przeżyją), ale za taką cenę spodziewałabym się jednak czegoś szlachetniejszego. Buty potrafią być niewygodne, ale to nie jest wyjątek, każda marka ma swoje mocniejsze i słabsze w tej kwestii punkty. Wiem, że niektórzy do poważnych wad marki zaliczają ceny. Tu mam dwa rozwiązania, które sama chętnie stosuję. Po pierwsze: wyprzedaże. Bimba robi to dobrze. A po drugie: outlety. O polskim nawet nie marzę, bo to jednak domena hiszpańska, nawet z powodów logistycznych. Ale kilka razy w roku na stronie internetowej ogłaszane są tzw. „outlet days”. Można wtedy upolować rzeczy z poprzednich kolekcji z obniżką do 60%.
Bimba y Lola od wielu lat wysyła do Polski, od paru miesięcy mamy też sporą część asortymentu w internetowym sklepie Answear. Jednak co punkt stacjonarny, to punkt stacjonarny. Będzie gdzie poprawiać sobie humor w szare zimowe dni, he he. I wcale nie trzeba do tego zakupów. Więcej szczegółów wkrótce!

2 Comments
Karolina
Fantastyczna wiadomość!
Uwielbiam ich torebki! Do tej pory kupowane w Hiszpanii, jako „pamiątki”. Jakość jest wspaniała, kolorystyka bogata, a fasony w każdym sezonie „mnie wołają” 😉
harel
O tak, doskonale znam to „wołanie”…