Miszkomaszko. Amsterdam.

Wycieczki do Amsterdamu miałam w życiu dwie. Zdecydowanie za mało. Zwłaszcza że każda trwała jeden dzień, żadnego nocowania, żadnego śniadania z widokiem na pędzące rowery, jedynie najważniejsze atrakcje (dla mnie były to sklepy z płytami), a potem do domu, który mieścił się kolejno w Haarlemie, a potem w Brukseli (dom – określenie umowne). Dlaczego zatem tak doskonale potrafię sobie wyobrazić amsterdamski klimat? Internet pomaga, to pewne, zwłaszcza takie konta jak Amsterdammers in Amsterdam. I znów: wszystko się zgadza, jest dokładnie tak, jak myślałam. Gdy pojawiły się zwiastuny nowej kolekcji Miszkomaszko, tym razem poświęconej właśnie Amsterdamowi, żaden z jej elementów nie był zaskoczeniem.

Rowery, wiatraki, elementy flamandzkich obrazów i kwiaty – wiadomo. A wszystko w formie dobrze znanej, bo gdy już opracuje się doskonały fason, nie ma sensu go zmieniać. Miszkomaszko bazuje na sprawdzonych, ulubionych kształtach: kopertowych sukienkach z dłuższym lub krótszym rękawem, luźniejszych formach z ozdobnym falbaniastym dekoltem, a także elementach bazowych jak t-shirty czy luźne spodnie. Bazowych, lecz zawsze w barwne, autorskie wzory. Nowością w tym sezonie są dżinsy, amsterdamski niezbędnik. To model Lisa, z wysokim stanem i rozszerzanymi nogawkami (nie ma ich w kampanii, ale linkuję od razu, bo warto je poznać).

Skąd biorą się wzory Miszkomaszko? Przede wszystkim z podróży i zamiłowania do sztuki. W każdym zakątku świata w pierwszej kolejności odwiedzamy galerie i muzea, by chłonąć piękno i nasycić się kolorem. Mamy swoje ulubione obrazy, w które moglibyśmy wpatrywać się godzinami i za każdym razem móc dostrzec coś nowego. Tym zachwytem i radością dzielimy się z wami rysując, malując i przenosząc wzory i kolory na tkaniny. Każde ubranie Miszkomaszko jest jak małe dzieło sztuki, które można nosić na sobie. W końcu ulica, przestrzeń, to najlepsze miejsce do dzielenia się sztuką. Dzięki wam wychodzi z muzeów i galerii, oddycha pełną parą, żyje własnym życiem. Stąd nasze hasło „wearable art” od zawsze na metkach – mówią założycielki marki, Agata Piechocka i Zofia Durniewicz. Te małe dzieła od lat mają entuzjastyczną publiczność. Wcale się nie dziwię.

Leave a Reply