The Mar. Walking on a dream.

Potrzebujemy pasteli. Zwłaszcza teraz, choć pozory od lat krzyczą inaczej. Ale kto by ich słuchał? Jesień jest sama w sobie wystarczająco szarobura, zwłaszcza w naszej szerokości geograficznej. I chyba zawsze jej to o tej porze wypominam. A pastele są jak takie cukierki, choćby i przez szybę, ale natychmiast cieszą. Trochę powracają do dzieciństwa, trochę dają słodkiej naiwności, a trochę całkiem dorosłego podejścia pt. kto mi zabroni?

Różowy model The Mar nosiłam przez całą zeszłą zimę, rozjaśniając te wszystkie ukochane ciemne, obszerne płaszcze i kołdry przeszyte na potrzeby pogody w formę kurtek puchowych. To była bagietka, tak długo wzgardzana, by wreszcie jakieś trzy lata temu powrócić z pełnym szeregiem swoich zalet, niosąc, rzecz jasna, nostalgię na czele. I ona się nigdzie nie wybiera (to model Bellona z krótkim i dłuższym paskiem w komplecie), ale dziś ma towarzystwo. Koi to jej młodsza siostra, maleństwo z kontrastującym suwakiem, nie powstydziłaby się jej ani Carrie Bradshaw w czasach szalonej młodości, ani któraś z sióstr Hadid całkiem współcześnie. O Harel nie wspominam, bo sentyment do lat dziewięćdziesiątych jest tu nieuleczalny. Mamy też Unagi, małą, lecz pojemną, bo o znacznie szerszym dnie. A także saszetkę Oyster, sakiewkę prawie, tak uroczą, że postrzegam ją w roli biżuterii. I trochę większych form, wśród nich Oyster maxi, czyli sakiewka na pół domowego biura, z komputerem włącznie.

Wykorzystane przez The Mar skóry pochodzą z garbarni oszczędzającej wodę i używającej energii z odnawialnych źródeł. Skóry tam przetwarzane są odpadami z europejskiego przemysłu spożywczego. Podszewka z kolei to mieszanka bawełny z certyfikatem OEKO-TEX oraz włókna z recyklingowanych butelek PET. Nadprodukcji nie ma. Są krótkie serie, numery można znaleźć wewnątrz, na kieszonce. Tak, można je kolekcjonować. Sama właśnie to rozważam.

Fot. Ola Bydłowska
Modelka: Natalia Napieralska
Stylizacja: Daria Biedrzycka.

Leave a Reply