Premierowo u Harel: MINOU Cashmere na jesień 2021.

Mam ogromną przyjemność zaprezentować Wam jako pierwsza nową kolekcję MINOU Cashmere, która właśnie trafiła do sprzedaży. I tak się składa, że gdy piszę ten tekst, mam na sobie szary sweter MINOU, który noszę od trzech lat, jeśli nie dłużej i po który zawsze sięgam do szafy w takim charakterystycznym momencie, gdy zaczynam zamykać na noc okna. Brzmi znajomo? O ile czytacie ten tekst z Polski lub okolic, z pewnością.

O samej marce możecie przeczytać m.in. tutaj (tekst sprzed ponad pięciu lat, jak ten czas leci!), ja natomiast skupię się dziś na tym, co tu i teraz. Choć do kaszmiru nie trzeba było mnie długo przekonywać, dopiero niedawno zorientowałam się, jaki wpływ ma jego noszenie na moje życie. Górnolotnie? To wrażenie jest niepotrzebne. Chodzi o wpływ na poziomie komfortu, ciepła i otulenia, ale też na wpływ na podejmowane decyzje. Wraz ze szlachetnymi odmianami wełny, które towarzyszą mi coraz częściej, kaszmir powoduje, że nawet gdy sięgam po włóczkę do wyćwiczenia jakiegoś wzoru na drutach, nie jestem w stanie znieść żadnych sztucznych dodatków. Doskonale zaczęłam też rozumieć ceny i taki prosty fakt, że nie da się zapłacić mało i mieć coś ekstra (nie liczę łupów z ciucholandów, rzecz jasna). W niską cenę wliczona jest zwykle obecność akrylu, poliamidu albo poliestru. I nie krytykuję tego składu, bo każdy podejmuje własne decyzje (ba, weganie często nie chcą nosić żadnej wełny, jako surowca pochodzenia zwierzęcego i to również rozumiem). Owszem, zdarza się, że akrylowy sweter z metką wielkiego projektanta ma w cenie kilka zer więcej, rzadko jednak dochodzi do sytuacji odwrotnej.

To, że dobry kaszmir jest na lata, przekonałam się sama. I choćby dlatego warto sprawdzać źródło jego pochodzenia. Jeśli chodzi o MINOU, kaszmir, z którego korzysta marka nadany ma znak jakości organizacji Chyangra Pashmina, zrzeszającej wytwórców najlepszej jakości wyrobów z kaszmiru z Nepalu. Co więcej, każdy produktu dostaje swój indywidualny numer (widnieje na hologramie przy metce), który można sprawdzić na stronie organizacji, potwierdzić autentyczność produktu, jego pochodzenie i sposób powstawania.

Wiem też, że decydując się na tak poważny zakup, człowiek kalkuluje również, do ilu rzeczy taki sweter czy szal będzie mu pasować. I nie popiszę się brawurą, bo wszystkie dotychczasowe wybory mam w kolorze szarym. No, oprócz pierwszego błękitnego szala, który pięć lat temu dostałam. Tak, wciąż miewa się wyśmienicie. Natalia Rochacka, założycielka marki, zdaje sobie z tego sprawę, dlatego, w szczególności modele zimowe utrzymuje w stonowanej, neutralnej kolorystyce. Ale wprowadza czasem element ryzyka, proponując odcień szafiru, fuksji, amarantu czy orchidei. I bardzo dobrze. Może pora skończyć z tą ostrożnością?

Zdjęcia: materiały prasowe

Foto: Borys Synak
Stylizacje: Karolina Limbach
Makijaż: Iza Kućmierowska
Modelka: Marta Piepior/Rebel Models

Leave a Reply