NARS: Orgasm Blush

Gdybym prowadziła kanał na YouTube, zapewne zaczęłabym w stylu: „Wypróbowałam hitowy róż! Nie uwierzycie, co się okazało!!!!!”. Ale tu, na spokojnym blogu, bez sensacji, bez clickbaitu, po prostu napiszę, że któregoś dnia postanowiłam zacząć testować różnego rodzaju kosmetyczne hity, by wyrobić sobie o nich własne zdanie. Kiedy, jeśli nie teraz? Życie ucieka, a ja wciąż nie wiem, o co chodzi na przykład z kultowym różem amerykańkiej marki NARS o wdzięcznej nazwie „Orgasm”? No to już wiem.

Kawałek historii. Róż powstał w 1999 roku, po pięciu latach istnienia marki NARS na rynku. Założycielka i dyrektor kreatywna marki, François Nars, w wypowiedzi dla portalu TZR przyznaje, że nie spodziewała się gigantycznego sukcesu produktu, ale że z pewnością zaważyła kombinacja koloru i nazwy. Tak, nazwa w owym czasie jeszcze mogła się wydawać prowokacyjna. Myślę, że tu poszła też w ruch poczta pantoflowa i przekazywana z ust do ust wieść, jakoby właśnie ten odcień gościł na policzkach Carrie Bradshaw, bohaterki serialu „Seks w wielkim mieście”. Co bardziej spostrzegawczy (w tym Harel) dostrzegli produkt w szufladzie jej toaletki. Gdy spojrzymy na jej policzki, zwłaszcza w trzecim sezonie, szczególnie gdy znamy właściwości rzeczonego różu, wszystkie elementy układanki zaczną do siebie pasować.

„Orgasm” to dość ciepły odcień, z temperaturą dodatkowo wzmocnioną złotymi drobinkami rozświetlacza. Choć transparentny i delikatny, dzięki tym złotym elementom jest staje się wyrazisty, warto więc uważać z aplikowaniem i nie nakładać zbyt wiele za jednym zamachem. Choć sam kolor prezentuje się bardzo naturalnie i faktycznie, zgodnie z deklaracją marki, pasuje prawie każdemu, to jednak ten połysk z naturą nieco się ściera, nadając policzkom dość wieczorowego charakteru. O poranku wolę mniej błyszczeć, zwłaszcza w pełnym słońcu. Ale co kto lubi.

Trwałość? Odnotowana. Ten kosmetyk trzyma się długo, może nie cały dzień, lecz kilka dobrych godzin na pewno. Co ważne, nie ściera się, gdy podpieram policzek ręką, co mam w zwyczaju, pracując przy komputerze. Siedzi grzecznie i się świeci. A jak z testowaniem na zwierzętach? Tu robi się mniej kolorowo, NARS bowiem niby nie testuje, z takim drobnym wyjątkiem sytuacji, w których prawo testów wymaga (czyli np. na rynku chińskim). Na blogu Logical Harmony znajdziecie wyczerpujące objaśnienie statusu marki. Właścicielem NARS jest Shiseido, czyli koncern, który nie jest wolny od okrucieństwa. Wybór należy do nas. Ja spróbowałam. Czy sięgnę po produkt ponownie? Raczej nie. Dlaczego? Pomijając fakt cruelty free, tego złota jest dla mnie zdecydowanie za dużo. Jeśli będę chciała uzyskać podobny efekt, mogę sobie zmieszać róż z rozświetlaczem.

Czy rozumiem fenomen? Tak, bo i jakość, i kolor (pomijając drobinki) są, nomen omen, fenomenalne. W dodatku nie trzeba nic więcej, odrobina tego różu i z twarzy znika szare zmęczenie. A to bezsprzeczna wartość.

Leave a Reply