Bimba y Lola od kilku sezonów nie uwalnia się od surrealistycznej estetyki. I bardzo dobrze, świetnie im razem. Ba, w najnowszej kampanii pojawia się nawet gościnnie homar, który surrealizm w modzie oficjalnie przypieczętował, gdy 1937 roku umieściła go na sukni balowej Elsa Schiaparelli. Ciekawostka: dokładnie osiemdziesiąt lat później suknię odtworzył Bertrand Guyon, dyrektor kreatywny Schiaparelli. W Bimbie homar, wraz z wieloma innymi elementami, trafia do wakacyjnego automatu z pamiątkami. Albo do szklanej kuli z nadmorskiego stoiska. Towarzyszą mu m.in. kotek machający łapką, wachlarz, muszelki, wiśnie, wiatraczki, dmuchane kółka i breloczki. Czyli wszystko to, czego na co dzień nie potrzebujemy, ale oszołomieni letnią atmosferą kupujemy na pamiątkę, a potem, po sezonie, chowamy do szuflady i co pewien czas przenosimy się dzięki nim w miniony czas beztroski.
Obok souvenirów, deseń tygrysich pasków. Mamy Rok Tygrysa i marka jasno to komunikuje. Opcji jest kilka. Od klasycznej, czyli beżowo czarnej, przez denimową czy różowo czerwoną. A także czarno białą, tu bardzo prosimy zebrę, by nie czuła się urażona. Chiński horoskop nie przewidział jej udziału. W nowej kolekcji odnajdziemy sztandarowe dla Bimby y Loli fasony, w tym sukienki szmizjerki z krótkim rękawem, szerokie dżinsy, a także niebanalne buty, których produkcji żadna inna sieciówka się jeszcze nie podjęła. Sądząc po brakach w asortymencie, sukces był natychmiastowy. Obuwnicze hity? Klapki z tworzywa Eva, lekko nawiązujące do instagramowego hitu Yeezy, przywołujące jednak głębokie lata dziewięćdziesiąte również. Albo zielone sandałki frotte, strukturą przypominające równo przystrzyżony trawnik. Albo nylonowe, ściągane troczkiem balerinki w kolorowe wzory. Co ciekawe, szukam obcasów, ale ich nie znajduję, z jednym wyjątkiem. To pantofelki na kaczuszce, nylonowe, inspirowane Pradą, bez dwóch zdań.
Całość w kolorach tak radosnych, że człowiek gotów zapomnieć, co się dzieje na świecie. I niech moda jak najczęściej daje takie oderwanie. Surrealizm nieprzypadkowy.











2 Comments
Kama
Mam zawsze problem z tego typu markami i szczerze pisząc, to jestem „na nie”. Wszędzie się mówi o slow fashion i zrównoważonym korzystaniu ze środowiska, a firmy nadal przedkładają własne zyski nad chociażby fasadowy greenwashing.
Rzeczy ładne, ale za niższą cenę można kupić równie ładną, czy dobrą odzież, akcesoria itp, ale od kogoś kto wykazuje odrobinę więcej świadomości ekologicznej niż ten nieszczęsny homar 😉
harel
Ha ha :). U Bimby to nie ma nawet green washingu, bo marka praktycznie w ogóle nie komunikuje się jako jakkolwiek ekologiczna. Na szczęście jest wybór i można kupować u tych, których się ceni bardziej. Ja do Bimby mam słabość ogromną, kocham te ubrania tak bardzo, że noszę przez długie lata. Taki zrównoważony wkład w niezrównoważonym świecie.