Kimono – nieprzebrane inspiracje

Od razu widać, że nie ma męża. Nosi bowiem jedwabne furisode, czyli kimono dla niezamężnych kobiet, charakteryzujące się bardzo długimi rękawami, których brzegi potrafią sięgać nawet za kolano. W tym rękawie nie schowamy drobiazgów jak szminka czy grzebień, bo sięgnięcie po nie wiązałoby się z wykonaniem nie lada akrobacji. Ale przynajmniej możemy podziwiać spięte w jeden pęk szarfy noshi, przedstawione graficznie w taki sposób, by tworzyć nieregularną ramę na intensywnie czerwonym tle. To wersji formalnej, gdy chciałaby podkreślić więzy z ludźmi, ponadczasowość i dostatnie życie. Na co dzień niezamężna kobieta może sięgnąć po deseń liści sosny, niosący obietnicę witalności, zdrowia i pomyślnej przyszłości. A gdy już trafi na tego jedynego, przywdzieje uchikake, nierzadko ręcznie haftowany i posypany złocistym pyłem strój ślubny z charakterystycznym, pikowanym dołem, przywodzącym na myśl puchowy płaszcz. Skąd to wiem? Z wystawy „Kimono – nieprzebrane inspiracje”, która pod koniec minionego roku otworzyła się w krakowskim Muzeum Manggha. Jeśli mielibyście w Krakowie mocno ograniczony czas i zbyt wiele pokus, ułatwię Wam podjęcie decyzji. Nic innego oglądać nie musicie, ale na tę wystawę iść obowiązkowo.

Już sam jej tytuł stanowi zmyślną grę słów. „Nieprzebrane” jako „niezliczone”, lecz również jako pozbawione przebrania, życiowe, codzienne. Bo w europejskiej kulturze kimono traktujemy wciąż bardziej jak przebranie niż odzież, może tylko coraz częściej zastanawiając się, gdzie leży granica zachwytu a przywłaszczenia kulturowego. Tu zresztą czeka na nas piękna odpowiedź, gdyż spora część wystawy poświęcona jest wzajemnemu przenikaniu się naszych kultur, które rozpoczęło się mniej więcej sto lat temu o tej samej porze. Dokładniej wraz z początkiem okresu Shōwa (1926–1989), związanego z modernizacją Japonii i sięganiem po modę zachodnią. Co ciekawe, przecież lata dwudzieste poprzedniego stulecia u nas to triumf kimonowej formy, a (oczywiście w dużym skrócie i uproszczeniu) wzory art deco to wariacje na temat motywów związanych z kimonami od lat (jak choćby lilie, irysy czy kolor chabrowy). Bez względu na położenie geograficzne, każdy motyw niesie własną symbolikę. W Japonii szczególnie ważną, bo kolor nie służył tylko do podkreślenia urody, lecz również niósł sporo cennych informacji. Czytać kimono potrafił każdy, tak nieodłącznym elementem życia były stroje. I na przykład kolor czerwony dość często pojawiał się na wspomnianych wcześniej furisode, gdyż oznaczał młodzieńczy urok i powab. Różne sposoby farbowania i techniki dekoracyjne, nieprzypadkowe połączenia barw, hafty, aplikacje czy przeszycia są jak fascynujący rozdział książki, którą noszący pisał o swoim życiu. Najczęściej czy tego chciał, czy nie, bo zasady komponowania stroju bynajmniej nie istniały po to, żeby je łamać.

Fot. Harel

Dziś możemy podziwiać tradycję, jednocześnie spoglądając na dość śmiało sobie poczynającą nowoczesność. Oprócz kolekcji Muzeum Manghha, w której znajdziemy ponad trzysta elementów kimonowych lub z kimonem związanych (jak pasy obi na przykład), na wystawie obejrzymy współczesne interpretacje formy w ujęciu Joanny Hawrot, Antoniny Kondrat, Moniki Tatiany Idzikowskiej oraz Dominika Lisika. I są to wersje zaskakujące, bo zarówno kultywujące tradycyjne sposoby wykonania, jak i sięgające po rozwiązania najnowocześniejszych technologii. Monika Tatiana Idzikowska pozostaje wierna technice shibori. Joanna Hawrot traktuje kimono jak płótno gotowe przyjąć najróżniejsze typy sztuki graficznej. Antonina Kondrat stawia na użytkowość, proponując m.in. nieprzemakalne płaszcze czy ocieplane dwustronne kurtki zimowe. Dominik Lisik z kolei traktuje kimono (a dokładniej haori, czyli krótką jego wersję) bardziej jak obiekt niż ubranie, pikując je i ozdabiając haftowanymi cyfrowo symbolami, a rzeźbiarski efekt uzyskując połączeniem technicznych tkanin i szlachetnych wełen.

Zdjęcia: Harel

Odwiedzając tę wystawę nie tylko powrócimy do przeszłości i odbędziemy podróż na Wschód, lecz także zrozumiemy, jak ogromny wpływ miało (i wciąż ma) kimono na współczesną modę. Ciężko tu znaleźć deseń, który nie pojawiałby się na współczesnych wybiegach (za przykład możemy wziąć mistrza wzorów, Driesa van Notena), a połączenia kolorystyczne nierzadko są nadzwyczaj nowoczesne, choć miewają ponad sto lat. Fascynują też znaczenia lub wręcz naznaczenia, jak w przypadku przywołanej na początku niezamężnej kobiety. I budzi marzenie, by ubraniom znów nadać więcej sensu niż tylko okrycie czy odpowiedź na chwilowy trend.

Autorki wystawy:
Kurator i aranżacja plastyczna: Joanna Haba
Identyfikacja wizualna: Marta Szmyd
Współpraca: Ewa Mazurkiewicz i Monika Werner

Pisząc tekst korzystałam z następujących źródeł:
Joanna Haba „Leksykon tradycyjnych wzorów japońskich”, wydawnictwo Manggha
Sanzo Wada „A Dictionary of Color Combinations vol. 2”, wydawnicto Seigensha

Leave a Reply