„Nie jest ci zimno?” – kiedyś te słowa mnie wkurzały. Dziś dają szczególny rodzaj satysfakcji. Odpowiedź zawsze mam jedną: nie. A pod lekką koszulą w zimowy dzień – słodką tajemnicę. No dobrze, wcale nie taką tajemnicę i niekoniecznie słodką, a rozgrzewającą. Zdecydowanie wystarczy stereotypowego ujęcia bielizny termicznej jako tej skonotowanej z narciarstwem czy sportem w ogóle. Zresztą o idei marki Love on the Snow pisałam niemal co do dnia cztery lata temu, gdy rzecz na blogu pojawiła się po raz pierwszy. I zachęcam Was do przeczytania tego tekstu, bo kluczowe informacje wciąż pozostają bez zmian.
Co tym razem? Zgodnie z przeznaczeniem, wyjście poza sezonowość. Najpierw była wełna i nasza fascynacja jej termoaktywnymi właściwościami. Potem potrzeba uniezależnienia się od kaprysów pogody i połączenia komfortu termicznego z elegancką estetyką. W efekcie powstała bielizna z wełny merino, która ogrzeje Cię w chłodniejsze dni i wieczory, sprawiając, że jednocześnie poczujesz się atrakcyjna. Z czasem dodałyśmy do naszej oferty kolekcję letnią uszytą z oddychającego i delikatnego dla skóry mikromodalu. Idealnego na upały – piszą właścicielki marki, Joanna Kołodziejczak i Joanna Misztela. Stąd nie tylko flagowe już body z wełnianej dzianiny, lecz także lżejsze propozycje, łącznie z koronkowymi wstawkami. Bywają niespodzianki, jak koronkowa wstawka na pośladkach w body Manhattan czy transparentne tiulowe miseczki w topie Cimone. Ale bywa też całkiem klasycznie i praktycznie – tu body Sapporo w opcji czarnej lub cielistej, ogrzewające, acz wycięte tak, by pozostawało praktycznie niewidoczne pod ubraniem. Zresztą ta opcja zależy tylko od nas, gdyż ta bielizna jest pomyślana w taki sposób, by równie dobrze funkcjonować w ukryciu, co odgrywać główną rolę. W kolekcji „Seasonless” pojawia się też nowy kolor, terracota. Teoretycznie jesienny, w praktyce kojarzący się z rozgrzanymi słońcem murami południowych miasteczek. Bo po co się ograniczać porami roku? Na komfort zawsze jest dobry czas.







