SAPU – najlepsze kolekcje dyplomowe

Zawsze z ciekawością zasiadam do oglądania pokazów dyplomantów krakowskiej Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru, bo to najlepsza okazja, by przekonać się, jak młode pokolenie widzi przyszłość. W tegorocznym ujęciu wygrywa wizja samodzielności i samowystarczalności. Własnoręcznie dziergane czy filcowane kostiumy, a nawet materiały hodowane własnym sumptem. Celowa niedoskonałość (czasem jeszcze niezbyt okiełznana techniką, ale od czego jest czas i praktyka), ukłon w stronę natury, a jednocześnie zaskakująca proporcja sztucznych surowców. To jednak temat na inne rozważania, wszak studenci nie dysponują świnką skarbonką bez dna, lecz bardziej swoją fantazją i umiejętnością wykorzystania tego, co dostępne. Tu kłania się materiałoznawstwo i wiedza o właściwościach tego czy innego surowca, bo – jak widać na przykładzie laureatki konkursu, Gabrieli Nowak – da się rzecz zaprojektować i uszyć tak, by wady materiału przekuć w zalety. Od razu zdradziłam, kto wygrał, tym razem kolekcja była tak mocna, że bodaj trzydziestoosobowe jury zaintonowało jednym wspólnym głosem.

Gabriela Nowak w kolekcji „F.W.T. Futuree Worl Today” opowiedziała nam o uniformie – maksymalnie uwspółcześnionym, niepozbawionym komfortowych, domowych wręcz rozwiązań, przyjemnie dotykającym wciąż silny trend ubrań jakby nadmuchanych, przesadnie, jak balon – i to taki, który za moment pęknie. Gdzieś daleko zabrzmiały echa projektu Harikrishnana Keezhathila Surendrana Pillaiego, który z pewnością kojarzycie z występu Sama Smitha na czerwonym dywanie. Był to czarny, lateksowy kombinezon – i wcale nie „jakby nadmuchany”, tylko nadmuchany faktycznie. Mogłabym tu dodać lekko dmuchane torebki Prady czy marki Coach, buty Loewe albo po prostu duże puchowe kurtki. W żadnym momencie nie sugerowałabym podobieństw, prócz samej koncepcji. Gabriela Nowak porusza się w dość wąskiej palecie kolorystycznej, bardzo naturalnej, w opozycji do supernowoczesnych form. Coś jak astronom u Szymborskiej, który rozprawiając o dalekiej gwieździe, podgryzał orzeszki ziemne.

Drugie miejce na mojej osobistej liście zajęła Viktoriya Pokora z kolekcją „What is Pokora” i opowieścią o współpracy włóczki i ciała. A nawet miałam takie przemyślenia w momencie pokazu, jak wdzięczna jest dzianina dla każdego zaokrąglenia, wypukłości czy wklęsłości ciała. Jak pokornie, nomen omen, się układa w tych zagłębieniach i napina, gdy zajdzie potrzeba. Ażury – choć mawia się, że bezlitosne – sporo wybaczają. To zupełnie inna praca niż na gotowym materiale, tkaninie szczególnie. Viktoriya Pokora wyszła z niej obronną ręką. Ba, nawet z uśmiechem. Przyjemna, pogodna, niesztampowa historia.

Numer trzy: Alicja Zdral z eksperymentami na naturalnych tkaninach, roślinnymi barwnikami, a nawet stworzonymi własnym sumptem biomateriałami, jak skóra ze scooby kombuchy czy bioplastik. Całość w procesie, trochę we wzroście, a trochę w rozkładzie. Bardzo to modny i przyszłościowy kierunek, tu wspomniana wcześniej niedoskonałość osiągnęła paradoksalną perfekcję. Wszystko bowiem było pod kontrolą. Każde zagniecenie, każda wystająca nitka czy plama. Efekt jednocześnie przynosił spokój i intrygował. To mogłyby być kostiumy filmowe w jakiejś utopijnej hollywoodzkiej produkcji. Roboczo zatytułujmy ją: „Gdy Matrix spotkał Diunę”.

Warto też przyjrzeć się kolekcjom pomyślanym do natychmiastowego spożycia czy, jak to się w modzie określa, gotowych do noszenia. Na przykład hippicznym wariacjom autorstwa Magdaleny Kurkowskiej. Punkt wyjścia stanowiły tu stroje jeździeckie z przełomu XIX i XX wieku, a klasyczne elementy przełamane zostały wyrazistymi detalami, jak doczepiane kieszenie czy nietypowe linie kroju (np. krótkiej kurtki, białej koszuli z długimi mankietami czy detali przy rękawach oliwkowego płaszcza).

Interesująco podeszła do sprawy Sabina Rajchel, przywożąc prawie dosłownie pamiątke z Lizbony. Autorskie nadruki to jej własna interpretacja słynnych azulejos, czyli kolorowych kafelków, które w stolicy Portugalii spotkać można na każdym kroku. Oczy z kolei nawiązują do tytułu kolekcji „Olha para mim”, czyli „Spójrz na mnie”. Spójnie, konsekwentnie, łącznie z torbami i butami, które doskonale koresponują ze strojem.

Na koniec duża porcja pozornego optymizmu, czyli „Annihilation” – kolekcja autorstwa Macieja Nodzeńskiego i jego wizualny komentarz problemu obumierania rafy koralowej. Codziennie powoli zanika jej intensywny kolor czy forma. Codziennie staje się coraz słabsza i niknie w oczach. Tu wciąż jeszcze błyska nasyconymi barwami i zaskakuje kształtem. Wszystkie nadruki i aplikacje są oczywiście dziełem projektanta. Miałam mocne skojarzenia z filmem Alexa Garlanda z 2018 roku pod tym samym tytułem. Tam zachwycały hybrydy roślin i zwierząt, by wciągać bohaterów coraz bardziej w świat nie do końca tak piękny, jakim się wydawał.

Wszystkim dyplomantom serdecznie gratuluję i życzę powodzenia na dalszej ścieżce zawodowej. Mam nadzieję, że będę o Was pisać jeszcze nie raz!

Leave a Reply